Skip to main content

Wydawca: I Hate Records

Patrz pan, niby nie wielkanoc, a zmartwychwstają nam na potęgę. I ci duzi i ci mniejsi. Tym razem w ślady Łazarza czy innego Jezusa Ch. Poszli Szwedzi z Count Raven. A efektem rezurekcji jest ich najnowszy album – „Mammons War”.

Jakoś do tej pory Count Raven nie było mi bliżej znane w praktyce. Bo w teorii to owszem, wiem że są ze Szwecji i że grają doom i inne takie wiadomości, które łatwo można znaleźć na Metal Archives, hehe. Aż tu nagle pojawiła się w mojej skrzynce ich najnowsza płyta „Mammons War”. I zrobiła na mnie niezłe wrażenie. Szwedzi grają ten swój doom, który garściami czerpie z Praojców Wszechrzeczy – Sabbsów oraz z solowych dokonań Ozzy’ego. Głównie zaś z jego wcześniejszych dokonań. I nie mówię tego na wyrost. Posłuchajcie sobie zresztą wokalu Fondeliusa – przysięgam, że gdybym nie wiedział, co to za płyta, to dąłbym się porąbać, że to jakiś nieznany krążek Osbourne’a. I zdychając trwałbym w przeświadczeniu, że za krzty prawa ni sprawiedliwości, wszak to Ozzy śpiewa jako żywy. Możecie odbierać to jako zarzut, ale dla mnie jest to olbrzymi plus. Powiem więcej – na „Mammons War” nie ma ani jednego słabego utworu, no a panu O.O. wpadki się zdarzały, co tu kryć. Count Raven gra do bólu klasycznie i chwała im za to – wolne utwory, bez żadnych przyspieszeń (no, może poza „Magic Is…”, ale i tak zawrotnych prędkości się tu nie spodziewajcie), które piątym krążku Szwedów występują w liczbie jedenastu, trwają łącznie niemal siedemdziesiąt minut. I w błędzie jest ten, kto uważa, iż Skandynawowie nużą. Przeciwnie – już dawno nie słyszałem w tym gatunku tak doskonałej płyty. Z pozoru jednorodna, kryje jednak spore zróżnicowanie (oczywiście wszystko w obrębie doom metalu). Od balladowego „To Love, Wherever You Are”, poprzez na poły balladowy na poły elektronicnzy (klawiszowy) „Mammons War”, aż po klasycznie doom’owe granie. I może sama okładka płyty nie jest zachwycająca, tak jak reszta, ale to już pikuś. Pan Pikuś.

Mam nadzieję, że powrót Count Raven nie przejdzie bez zasłużonego echa, bo „Mammons War” to krążek świetny ze wszech miar. Polecam. Szkoda, że Black Sabbath już nigdy ne wyda takiej płyty.

Ocena: 9,25/10

Tracklist:

1. The Poltergeist
2. Scream
3. Nashira
4. The Entity
5. Mammons War
6. A Lifetime
7. To Kill a Child
8. To Love, Wherever You Are
9. Magic Is…
10. Seven Days
11. Increasing Deserts
Oracle
17415 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj