Wydanie własne
Lubię takie niespodzianki muzyczne. Znikąd wpada w łapki debiut, włączasz z ciekawości, a wtedy następuje Mocarna Dewastacja Soniczna. Tak było z zeszłorocznym Dominance, z Black Witchcraft i tak jest z tegorocznym Charnel Aura.
Za tą nazwą kryje się, jak się domyślacie, świeży wyziew w podziemiu, ale ludzie za nim stojący, to zaprawiona w bojach (bitwach, nie tych bańkach na wodzie) załoga. Dwuosobowa, bo za ten brud odpowiedzialni są Mold, znany choćby z Totenmesse i Gruzji, oraz Aphotic Vorago, który z kolei odpowiedzialny jest również za dojebane Throat (dostępne u Grega, lećcie kupować!). I ci oto wielmoże umyślili sobie zagrać surowy, prymitywny black metal. A ten mocno zapadł w moje serduszko.
Tak jest, debiutancka EPka Charnel Aury to mniej więcej 15 minut surowego, prymitywnego black metalu. Słychać tu trochę Hellhammer, a i czuję tu ducha Archgoat, co nie dziwi, bo Aphotic Vorago rezyduje w Finlandii, gdzie aktywnie działa w podziemiu. Nie żartowałem z tym Archgoat. Weźcie np. robiąca za singla „Motherhood”, dopucujcie brzmienie, zamiast skrzeku dajcie ten głęboki bulgot i jest! Czuć siarkę oraz prymitywizm w tym, a jednocześnie bardzo propsuję, że mimo to ten materiał jest przemyślany, a w efekcie czego bardzo dobrze wykonany. Perkusja oraz tnące, z gracją zardzewiałych żyletek, riffy robią doskonałą robotę, a to wszystko podlane jest świetnym skrzekiem Molda. Jestem pod wrażeniem, jak to ładnie się ze sobą spina. Zapomniałem wspomnieć, że tu i tam pojawia się jakiś klawisz, ale bez obaw. To jedynie krótkie zagrania, a nie casio metal. Klejnotem w koronie „Our Banners…” jest „Cherish us”. Najdłuższy na płycie, ale zawierający w sobie dokładnie te wszystkie składowe, o których wspomniałem. Do tego w środku utworu wjeżdża ten niemal punkowy riff, a ja łapię się na tym, że głowa sama się kiwa do tego.
A, jeszcze na koniec wspomnę o okładce, podług uzyskanych informacji, o ile nie są ściemą, to namalował ją Mold posługując się krwią menstruacyjną.
To jest dobre. To jest, kurde, naprawdę dobry kawałek odrażającego syfu, który pozostawi Was zbrukanymi, jak noc w melinie wśród narkomanów. Naprawdę polecam tę EPkę, bo szkoda, by Czarna Laura przeszła bez echa.
Kupujcie ten szajs. Warto.