To jak i dlaczego znalazłem się na koncercie Blindead 23, Obscure Sphinx, Wij i Kryształ w Gdańsku jest dość długą historią, której Wam tu oszczędzę. Grunt, że się znalazłem, bo jakbym przegapił to wydarzenie zapewne żałowałbym długo.
Do klubu B90 wbiłem na styk, pogubiłem się nieco po drodze, ale ciemno zimno i ja nie tutejszy… Zresztą okolica mnie zachwyciła i od razu napiszę, że takie klimaty lubię najbardziej. W klubie szybkie rozeznanie i już wespół z kolegą redakcyjnym o ksywie Łysy idziemy zobaczy, co to ten Kryształ… Znaczy już wiedziałem co grają, bo napisałem recenzję ich ostatniego krążka nie szczędząc przy tym pochwał. Od razu zrozumiałem pewien błąd, który popełniłem: nie zapoznałem się jeszcze z debiutem. Ale byłem ciekawy czy numery z „Poświatów” zrobią na mnie takie wrażanie na żywo, jak z płyty. I powiem szczerze: zrobiły. Na pewno był „Młody Bóg”, „Radość” były też „Kwiaty Zła”. Wszystkie wypadły, moim zdaniem, bardzo dobrze. Miałem wrażenie, że jakieś lekkie potknięcia wokalne tam występowały, ale bez większego wpływu na całość. Nie kojarzyłem natomiast numerów z debiutu i nadrabiam to piszą niniejszą recenzję. Kryształ nieco odstawał na tle reszty zespołów występujących tego wieczoru pod względem intensywności przekazu. Był to spokojny, nastrojowy koncert beż jakiś wizualnych fajerwerków, jednak dla mnie był to zdecydowanie ważny set. Wokalista przeżywał to, co śpiewał w sposób naprawdę unikalny, może nieco autystyczny… Dla mnie była to na pewno autentyczna radość z przekazywania swoich dzieł muzycznych publiczności, dzielenie się emocjami, które tą muzykę stworzyły. Super. Był to bardzo krótki występ, ale że noc jeszcze młoda, to może i dobrze. Z miłą chęcią jeszcze Kryształ zobaczę na żywo, może z dłuższym setem i po mojej wnikliwszej analizie debiutanckiej płyty.
Przerwa to kolejne piwko i krótkie pogaduszki. Wszystko działa jak w zegarku, więc po max 15 minutach na scenie prezentuje się Pani Tuja z kolegami. Ja do tego zespołu długo miałem stosunek obojętny, ale była taki moment, że to zażarło i od tego czasu mi się widzi coraz bardzo ten ich skoczny metal. Od lutego 2024, kiedy to widziałem ich po raz ostatni, nie wydali nic nowego, więc jakiejś radykalnej przebudowy set listy się nie spodziewałem. Było śpiewane o skrzypłoczu o żmiju i o jaszczurce. Było „Oko”, był „Poroniec”, jeśli na sali był też jakiś klecha, to usłyszał też skąd ma wypierdalać. Wydaje mi się, że z kawałków, których ostatnio nie grali poleciał „Kat” i „Brek Zarith”. W dalszym ciągu nie usłyszałem na żywo „Wilczy Nów” oraz „Lete”. Bardzo proszę mi to dodać następny razem do występu. A zresztą. Wij: róbcie co chcecie i róbcie to tak samo dobrze jak do tej pory. Czekam na nowe, bo w końcu by się coś przydało. A i wspominałem, że Pani Tuja = wulkan energii? Nie? Dziwne…
Po koncercie szybkie piweczko połączone ze zwiedzaniem klubu oraz większymi zakupami niż przewidziałem… Nie wiem czy minęło 20 minut i na scenie melduje się Obscure Sphinx. To ich najbardziej chciałem zobaczyć na żywo i po ich występie obiecywałem sobie najwięcej. Ta nowa EPka jest genialna i zastanawiam się czy aby nie jest o najlepsze, co nagrali do tej pory. W każdym razie naprawdę mocarny powrót z niebytu. Poprzednio, gdy ich widziałem w nieistniejącej już rzeszowskiej knajpie Od Zmierzchu Do Świtu byli nikomu nieznanym zespołem, który stał się sensacją… Teraz ten zespół urósł do niesamowitych rozmiarów, ewoluował, dojrzał a emocje pozostały nadal tak samo dzikie i intensywne. To co Wielebna przezywa wykonując na żywo swoje utwory jest niesamowite. Ona po prostu przekazuje muzykę całym swoim jestestwem. Człowiek patrzy na ten spektakl osłupiały i w zasadzie nie wie co ma robić. Utwory z „Emovere” na żywo mnie totalnie wbiły w ziemie. To jak ta delikatność miesza się z przytłaczającą agresją rozwala mi mozg. Przepięknie zabrzmiał „As I Stood Upon the Shore” z refrenem po polsku. „Nethergrove” rozpierdolił mnie totalnie, a jak Wielebna wjeżdża z tym „Revelation yet to come, have no mercy. Revelation yet to come, Exile…” to ja mam ciarki na plecach nawet jak o tym myślę. Co jeszcze poleciało? Na pewno „Nastiez” z debiutu, który uważam za ich najlepszy numer ever i jego obecność w set liście niezmiernie mnie ucieszyła. „Nieprawota” z „Epitaphs” czy „Lunar Caustic” z „Void Mother”, tak więc bardzo dobrze i bardzo przekrojowo. Jednak Odegranie całej EPki był to pomysł naprawdę świetny i sprawdził się znacznie lepiej niż w przepadku Blindead 23, ale o tym za chwilę. Jeszcze wspomnę o oprawie wizualnej. Na wielkim ekranie wizualizacje głównie w temacie zimowa przyroda. Na scenę padały wyłącznie białe światła i uważam że to było genialne posunięcie. Dawało to niesamowitego klimatu. Było też trochę dymu i wszytko to razem grało perfekcyjnie. Doskonały koncert, te prawie półtorej godziny minęły mi jak chwila. Genialny zespół w życiowej formie z jednym z najlepszych materiałów w karierze. Jak tylko będzie okazja to polecam uczestniczyć w tym rytuale. Coś wspaniałego.
Dla mnie ten wieczór mógłby się w zasadzie zakończyć, ale nie wypadało nie zobaczyć Blindead 23, który też bardzo lubię, aczkolwiek po tak wielkiej ilości zmian w tym zespole w sumie nie wiedziałem, czego się spodziewać, choć się domyślałem. Na plus na pewno fajna oprawa sceny, choć wycofanie gitarzysty i basisty w kąty sceny uważam, za dość słabe posunięcie, bo scena wydawała się nieco pusta. Wizualizacje mega na plus. Jeszcze chyba lepsze niż te, które miał Obscure Sphinx, choć też nie ma co porównywać, bo to jednak inny klimat. Zaczęli od odegrania całego „Vanishing” i teraz pytanie: czy to było dobre posunięcie? Z jednej strony jest to naprawdę solidny materiał, z drugiej ma on totalnie niekoncertowy numer, jakim jest „Void”… Ten ponad 12 minutowy monolit wieki się rozkręca i przez praktycznie siedem minut wiele się w nim nie dzieje, żeby dopiero po takim długim czasie w końcu pierdolnąć na pełnej mocy… Rozumiem, że mogło to kogoś zmęczyć i nawet bym się nie zdziwił jakby kilka osób wtedy opuściło salę. Ja tego nie zrobiłem, ale po zamówieniu piwka strategicznie wycofałem się na antresolę i z tej, dość nietypowej perspektywy podziwiałem dalsza cześć koncertu. A jaka ona była? Wciągająca, emocjonalna, głęboka… Żeby być jeszcze bardziej precyzyjnym to chyba płyta „Affliction XXIX II MXMVI” została odegrana w całości i na tym polegał cały set… I ja wiem, że jest to płyta genialna, ale na żywo to nie tworzy się jakiś wielki huragan energii… Mi z perspektywy fotela i kufla zimnego piwa oglądało się ten występ naprawdę dobrze i cieszyły mnie takie numery jak „My New Playground Became” czy „All My Hopes and Dreams Turn Into”, ale to jednak Obscure Sphinx dla mnie odegrał sztukę wieczoru…
Podsumujmy:
Kryształ: zaskakująco bardzo dobrze
Wij: jak zwykle bardzo dobrze
Obscur Sphinx: emocjonalne katharsis
Blindead 23: znakomicie
Warto było jechać cała Polskę, żeby tego doświadczyć? Oczywiście!!!