Wydawca: Punishment 18 Records
Postanowiłem zrobić eksperyment. Po rzuceniu okiem na okładkę, zdjęcia i logo zespołu (bez czytania żadnych recenzji ani notek promocyjnych) postanowiłem napisać recenzję – jak moim zdaniem gra Battery. A po napisaniu tej części mam zamiar odsłuchać „Armed with Rage” i napisać drugą część – jak blisko stanu faktycznego byłem. Kolega z Ever Metal Zine mi świadkiem, że nie kłamię.
Zaczynamy. Okładka – klasycznie, dużo się na niej dzieje, rysunkowa, chciałoby się rzec – czerpie dużo z klasyka czyli Eda Repki. Panowie na fotkach są niby na luzie, ale podejrzewam, że koszulki starannie przemyśleli jakie wzuć. Logo – jakby zerżnięte z Bonded By Blood, Havok i im podobnych. Do tego w jaskrawozielonym kolorze, który zapewne kojarzyć się ma z toksyczno – nuklearnymi tematami, tak popularnymi wśród adeptów nowej fali thrash metalu. Stawiam, że Battery przede wszystkim inspiruje się wczesnym Exodus, nieobce im zapewne też pierwsze trzy krążki Metalliki. I oczywiście Megadeth – podejrzewam srogie szukanie inspiracji zwłaszcza na drugim krążku, ale zapewne coś z „Rust In Peace” się znajdzie. I oczywiście czuję, że goście mocno chcą deptać po piętach wspomnianym nowofalowym zespołom (Havok, Bonded By Blood) jak i pewnie dwóm pierwszym krążkom Evile. I pewnie odrobina Violator – skąd wezmą pewnie elementy thrashu granego na niemiecką modłę. No i oczywiście Slayer. Slayer musi być zawsze i wszędzie. Wokalista będzie wrzeszczał, może nawet nieźle, oczywiście wszystko będzie pędziło na złamanie karku, robiąc bardzo dobrze zatwardziałym thrashersom, dobrze tym, którzy thrash po prostu lubią i wkurwiać tych, którzy tolerują co najwyżej klasykę.
Okej, odpaliłem teraz „Armed with Rage”. Czy wiele się pomyliłem? Nie uwierzycie, ale nie wiele – choć do inspiracji dodałbym jeszcze Gama Bomb i ogólnie odrobinę cross overu. Ale poza tym, jest niemal tak jak pisałem. Tyle, że wokal nie jest tak dobry, jakbym chciał, jest dość gardłowy, ale w kilku momentach przypomina Paula Baloffa oczywiście. Główna inspiracja – dwie pierwsze płyty Exodus były strzałem w dziesiątkę. Brzmienie nie jest złe, nawet spodziewałem się czegoś bardziej plastikowego. Dziesięć numerów w zasadzie jednak jest do siebie bliźniaczo podobnych i po jednym – dwóch przesłuchaniach mi wystarcza na wyrobienie sobie zdania na temat Battery.
Czy coś, poza moją fantazją i pomysłowością, wynika jeszcze z tej recenzji? Ano jedynie tyle, że dzisiejsza scena jest już na maksa przesycona, a części zespołów można słuchać jedynie poprzez patrzenie na ich zdjęcie. Ale tak było zawsze podczas apogeum każdej fali. Niestety, nie wszyscy na tym dobrze wychodzili. Nam pozostaje więc czekać i obserwować, kto jest miękkim waflem i po roku, dwóch czy trzech nawet nie pamiętał, że grał w jakiejś kapeli…
Ocena: 6/10
Tracklist: