Wydawca: Ván Records
Śledząc Chaosa mogliście się już natknąć na Árstíðir Lífsins. Kapelę z Islandii o najprawdopodobniej niewymawialnej nazwie dla statystycznego Polaka. Dziś pochylę się nad kolejnym wydawnictwem tego tria zatytułowanym „Saga á tveim tungum II: Eigi fjǫll né firðir”.
Zacznę może od tego, że w porównaniu z poprzednim wydawnictwem stylistycznie nie zmieniło się nic. Nadal jest to black metal czerpiący pełnymi garściami z lokalnego folku. Tym razem jednak te garście były naprawdę pełne. Otóż z tą płytą mam następujący problem: tego black metalu jest tu za mało… To trio przyzwyczaiło mnie, że umieją w black metal. Mało tego. Uważam, że jest to jedna z lepszych black metalowych kapel z tej lodowej wyspy. Problem z „Saga á tveim tungum II: Eigi fjǫll né firðir” jest jednak taki, że tego black metalu mamy za mało. Jest tu pewna fantastyczna opowieść, jest niepowtarzany klimat lodowych pustkowi i wulkanicznych szczytów. Problem jednak w tym, że daje to mi satysfakcję i wciąga przy pierwszych kilku odsłuchach. Potem łapię się na tym, że omija niektóre fragmenty, np. polegające na recytacji jakichś tekstów po islandzku. Zapewne, jakbym znał język, to ta historia wciągałaby mnie dużo bardziej. A jednak czekam na to pierdolnięcie i czekam… Ono tam jest. Też mamy na tej płycie zajebisty black metal o poziomie nieosiągalnym dla wielu hordes. Ale ta płyta ma ponad siedemdziesiąt pięć minut… Poprzednie dorównywała jej długością, ale dużo więcej się tam działo. Tu jest znacznie bardziej melancholijnie. Znacznie spokojniej. Mam dylemat, co zrobić z tym materiałem… Z jednej strony jest to znakomity kawał muzyki, z drugiej po jakimś czasie przebrnięcie przez ten album w całości za jednym posiedzeniem stało się dla mnie nad wyraz uciążliwe…
Mimo wszystko polecam sprawdzić Árstíðir Lífsins, jeśli jeszcze ktoś ich nie zna. Tylko może na początek poprzednia płyta…
Ocena: 8/10
