Skip to main content

Wydawca: Nuclear Blast

Podzieliliśmy się z kolegą Oracle płytami. On zabrał sobie Furię i Katatonię, ja w swoje łapska dostałem nowy Nile. Kto na tym lepiej wyszedł, czy podział był sprawiedliwy, to kwestia do rozważań przy piwie. Tu i teraz, ważniejsze są moje odczucia co do „Those whom the Gods Detest”.

Przyznaję ciężko mi napisać coś oryginalnego o Amerykanach. Z myśli odkrywczych na temat Nile i takich które się za nie mają, można ułożyć by już niemała pracę magisterską. Ileż można pisać, że „… bogowie technicznego death metalu wydali świetny album” ? Właściwie wszystko w przypadku Nile jest jasne. Tematyka tekstów jest znana. Muzycznie, Amerykanie wykazują daleko posunięty konserwatyzm. Włączasz płytę i już wiadomo, że pan Sanders podąża wytyczoną przez siebie ścieżką i schodzić z niej nie zamierza. Zresztą i po co, skoro to się sprawdza? Są popisy muzycznej wirtuozerii. Jest agresja, jest moc. Są „arabskie”  wstawki, które stały się znakiem rozpoznawczym Nile. Jedyne czego zrozumieć nie jestem w stanie, to z kim Sanders wszedł w konszachty, że mimo swojego wieku, ma w sobie takie pokłady energii i zezwierzęcenia ( w pozytywnym sensie). Daj mi panie, takie zdrowie i chęci. Brutalnością i mocą, ta płyta przebija większość pozycji młodszych zespołów, które mają się za ekstremum. I, co dla mnie najważniejsze, po chwilowej zadyszce jaką była płyta „Ithyphallic”, Nile wraca na czoło peletonu. Bo moi drodzy, czas ukazać światu, jedynie słuszną prawdę. Nile to po prostu death metalowa maszyna do zabijania. Mógłbym jeszcze rozpisywać się nad genialnością muzycznej części umysłu Sandersa. Mógłbym podniecać się poszczególnymi utworami, które wbijają w ziemię i nie biorą jeńców. Mógłbym również pisać peany na temat wiedzy Sandersa w kwestii Egiptu. Tylko po co. Nie jest moim celem, dołączenie do rzeszy bezkrytycznych wyznawców Nile. Nie wydaje mi się również sensownym, czepianie się niejako na siłę. Jeśli jednak zdarzy mu się w przyszłości błąd, to bez wątpienia odnotują i wyolbrzymią wszyscy. Taka już niedola mistrzów gatunku.

Łatwiej pisać o albumach, które prezentują mizerny poziom. Zawsze to można sobie pojeździć po niczemu winnych muzykach. Poczuć tę mityczną wręcz, a zbyt wyolbrzymianą władzę. A w przypadku takiego Nile to co? 1484 znaki, a na koniec i tak muszę napisać, że płyta jest świetna. Nuda panie.

Ocena: 8.7/10

Tracklist:

01. Kafir
02. Hittite Dung Incantation
03. Utterances of the Crawling Dead
04. Those Whom the Gods Detest
05. 4th Arra of Dagon
06. Permitting the Noble Dead to Descend to the Underworld
07. Yezd Desert Ghul Ritual in the Abandoned Towers of Silence
08. Kem Khefa Kheshef
09. The Eye of Ra
10. Iskander Dhul Kharnon
Ef
4539 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj