Skip to main content

Jakiś czas nosiłem się z zamiarem odpytania Nocturnal Breed, a tegoroczny album, jaki z siebie wypluli, był ku temu idealną okazją. Byłem zdziwiony nieco, gdy odpowiedzi przyszły szybko wraz z pakietem wesołych zdjęć (których część niestety nie możemy opublikować, bo dbamy o moralność czytelników). S.A. Destroyer, który odpowiadał na pytania, okazał się rozmówcą nad wyraz szczerym i wylewnym, dzięki czemu możecie cieszyć oczy, pełnym autentycznych emocji, tekstem.

B: Mamy rok 2019 i kiedy już większość osób zastanawiała się, co tam się dzieje u Nocturnal Breed, Wy wyłaniacie się z cienia po 5 latach absencji, przychodząc jedynie dla przemocy. Co tak długo?

D: Cóż, przynajmniej o nas pamiętali. To dobrze, bo to oznacza, że zrobiliśmy coś dobrego w przeszłości i zostało to docenione.

A co tak długo, myślę, że po prostu życie. Borykaliśmy się z masą gównianych labeli przez te lata. Po premierze „Naplam Nights” w 2014 r., który miał dość kiepską kampanię promocyjną, niemal zerowym kontaktem z wydawcą, który na domiar złego nie opłacił wszystkich rachunków za studio, daliśmy kilka koncertów i występów na festiwalach, ale ostatecznie ten płomień jakoś przygasł. I szczerze, było to też z powodu tej zrytej pozeriady, która dawała się odczuć w całej scenie, a z którą zawsze staraliśmy się szczerze walczyć w czasie kariery zespołu. Życie w trasie oraz granie na żywo zaczęły się przeradzać w prawdziwą udrękę. Moja niechęć do ludzi urosła już do takiego poziomu, że już nie mogłem wytrzymać. Musiałem więc zakomunikować chłopakom: „Albo przystopuję i uporam się z moimi blokadami, albo kogoś zabiję”. Przeniosłem się następnie na odizolowaną, arktyczną wysepkę, gdzie spędziłem trzy lata, zajmując się moimi innymi kapelami albo projektami, jak Svartalv, Combath, Aiwass, czy Cold Orbit. Pisałem także teksty dla innych hordów, w tym choćby 1349, Nordjevel i wiele innych. Jako Nocturnal Breed potrzebowaliśmy po prostu dużego oddechu.

I myślę, że było to rozsądne posunięcie. Miałem szansę na spokojnie ocenić niektóre rzeczy i przekierować całą złość w wydawnictwa, nad którymi teraz pracuję. Cały zespół generalnie mógł głęboko się zastanowić, dlaczego to wszystko robimy. Świat to generalnie jedna, wielka kloaka i denerwuje mnie jego oglądanie, do tego wszystkie te idiotyzmy na scenie muzycznej dolewają oliwy do ognia.

W roku 2017 nawiązałem kontakt ze starymi znajomkami z Folter Records, których znam od połowy lat 90., kiedy to mieliśmy trasę z Satyricon, i powoli zaczęliśmy rozmawiać o wydaniu nowego albumu. To wydawało się naprawdę odległe i szczerze mówiąc, nie miałem na to zbytniej chęci. Ale zacząłem tworzyć jakieś utwory i nagle ruszyło to z kopyta. Ustaliliśmy, jak chcemy działać na tym albumie. I w przeciągu jednego, intensywnego miesiąca wszystko zostało nagrane oraz wyprodukowane. W głowach mieliśmy tylko jedną rzecz odnośnie do tej płyty. Wypuścić jebanego, nienawistnego krakena na całą ludzkość i ten obsrany kibel zwany cywilizacją.

B: Kurde, dobra historia. Pozostaje się zatem cieszyć, że te emocje znalazły ujście właśnie w taki sposób. A sam skład nie uległ zmianie od czasu „Napalm Nights”, więc można brak jest jakichś poważnych spięć i przetrwa w tym kształcie do następnego pełniaka?

D: E tam, były jedynie niewielkie problemy w zespole w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Za to było ich pełno około roku 2000. Ale jak tylko I.Maztor powrócił do kapeli przy nagrywaniu „Napalm Nights”, to wszyscy się nieco uspokoiliśmy. Tak naprawdę jesteśmy dla siebie, jak bracia i jestem przekonany, że to w głównej mierze dzięki temu udaje nam się osiągnąć brzmienie właściwe dla Nocturnal Breed. T.Terror i ja gramy wspólnie od dwudziestu jeden lat, więc znamy się, jak łyse konie. Natomiast T.Terror oraz V.Fineideath grali razem od dziecięcych lat, więc całość funkcjonuje gładko. Nie każda kapela może lecieć na występ, jako headliner festiwalu, po zagraniu zaledwie jednej próby, ale my mamy to szczęście. Aczkolwiek poza tym, to gramy nieco więcej prób, haha. Jak mówiłem, w sytuacjach kryzysowych wystarczy nam jedna. Porwaliśmy się nawet na bycie supportem dla Old Mans Child dosłownie jeden dzień po otrzymaniu powiadomienia o tym fakcie i wyszło zajebiście dobrze.

Nieco dziwnie się złożyło z tym Twoim pytaniem, a to dlatego, że I.Maztor opuścił zespół jakiś tydzień temu, nad czym bardzo ubolewam! Będzie nam go mocno brakowało. Miał poważne problemy w swoim życiu i potrzebował uporządkować sprawy oraz zaopiekować się rodziną, dlatego też po raz drugi musiał opuścić okręt. Skupi się bardziej na rozwoju kariery w dziedzinie sztuk walki. Nadal będzie z nami działał, choćby prowadząc profil Nocturnal Breed na inście. Tak więc, wciąż jest na polu bitwy, ale na tyłach, zamiast przeprowadzać ataki.

Na szczęście mamy sesyjnego gitarnika, dzięki czemu możemy kontynuować rajd po festiwalach. A osobą tą jest Tommy Jacobsen z Sovereign i The Konsortium. Był odpowiedzialny za solówki na kawałku „Frozen to the Cross” z naszej nowej płyty, jak również działa z V.Fineideath w Sovereign. Sądzimy więc, że będzie idealnie pasował. Trudnie jest zastąpić członka zespołu, który stworzył tyle świetnych utworów i włożył tyle serca w to wszystko. Jego solówki są niesamowite, a jego znakiem firmowym było to, że niesamowicie trudno było je prawidłowo wykonać, ale jestem pewien, że nasz nowy nabytek sobie z tym poradzi. Trochę wprawy i wszystko będzie brzmiało, tak jak właśnie Nocturnal Breed. Generalnie to ja i T.Terror zajmujemy się komponowaniem utworów, a do tego zawsze zajmuję się mixami, więc o Breed’owe brzmienie się nie ma co martwić. I.Maztor też był kiedyś świeżakiem, a zobacz ile zajebistości wniósł ze sobą, tak więc nigdy nie wiadomo, co świeża krew może przynieść.

B: Na poprzedniej płycie mieliście wsparcie od Nocturno Culto, a teraz mamy wspólny kawałek z Ronnie’m The Ripper z Turbocharged. Trzeba przyznać, że umiecie sobie dobrać partnerów do współpracy!

D: No kurwa, to wielkie szczęście, że mamy tak dobrych przyjaciół, którzy z nami chcą działać. Zapraszanie do współpracy fajnych ludzi zawsze było częścią historii Nocturnal Breed. Ale wyłącznie przyjaciół, nie wplątujemy w to osób, których nie znamy. Nocturno był dobrym kumplem od zawsze. Graliśmy razem w Satyricon, dorastaliśmy w tym samym miejscu i chodziliśmy do tej samej szkoły, tak więc ta kooperacja była czymś niemal naturalnym. Wspomnę też, że grał z nami na kilku gigach coverując Death, czy też Sodom. Na żywo wspomagał nas również Martin Walkyire z Sabbat Skyclad. Odegraliśmy nawet razem z nim pół seta Sabbat. Także Maniac z Mayhem kolaborował z nami podczas nagrywania albumu „Tools…”. Każda płyta, tak naprawdę, jest wypełniona naszymi znajomkami oraz zaprzyjaźnionymi kapelami, którzy robią dodatkowe wokale lub pomagają w inny sposób. Ravn i 1349 choćby. Z kolei na „Aggressor” i „No retreat…” zaprosiliśmy kogokolwiek się dało, by wpadł do studia poryczeć trochę na wokalu, czy podziałać w inny sposób, podczas gdy my zajmowaliśmy nagrywaniem. To zaowocowało naprawdę żywiołową atmosferą. Tak więc uwielbiamy współpracować ze znajomymi i ludźmi, którzy w ogóle są spoko. Na nowym albumie chcieliśmy podkreślić sceniczną wieź z innymi, związanymi z thrashem, podziemnymi muzykami, a Ronnie The Ripper to idealny „hard rocker” oraz jest naprawdę w porządku kolesiem, który robi wszystko na tip top i nie chowa się za wymówkami. W czasach wczesnego black metalu była swego czasu wojna między Norwegią, a Szwecją. To wspomnienie ciągle jest we mnie żywe, więc pomyślałem, że zrobię coś, by zmienić ten szajs. Usiadłem zatem i stworzyłem „Ut Å Slåss”, norwesko/szwedzki kawałek, do którego ja i Ronnie napisaliśmy tekst, a potem dołożyłem do niego riffy. To czysty black punkowy, antypozerski, antypolityczny kawałek do napierdalania się na ulicy. Sądzę, że efekt jest dosłownie monstrualny, choć reszta świata raczej nie zrozumie nic z tekstów, haha.

B: W Internetach znalazłem info, że pracujecie nad filmem dokumentalnym z produkcji płyty „We Came Only For Violence” i na chwilę obecną po YT hula już trailer (a gdy czytacie ten wywiad, to i już cała pierwsza część filmu – dop. Bart). Czyj był to pomysł, by stworzyć coś takiego? Zdradzicie coś więcej?

D: To moja wina, haha. Ludzie zawsze pytali o to, co i jak etc. Pomyślałem więc, że sfilmowanie, chociaż części tego procesu będzie spoko. Zamysł był taki, że wypuścimy go w kolaboracji z Legacy Magazine, ale stara, dobra klątwa Breed’ów nas dopadła i masa klipów uległa zniszczeniu. W efekcie tego cały proces nieskończenie się wydłużył, bo próbowaliśmy to naprawić. Musieliśmy więc zmienić nieco kąt nagrywania i dlatego nagraliśmy głównie mnie, jak również resztę ekipy, gdzie rozmawiamy o tej płycie, a także o samym zespole i skąd właściwie się wzięliśmy. Udało się na szczęście uratować kilka klipów ze studia i spędziłem całe lato, pracując nad nimi. Wtedy wszystko szlag trafił, bo mój komputer wyzionął ducha, a wraz z nim wszystkie pliki. Tak więc cała praca przy obróbce poszła na marne. Na szczęście wciąż mam surowy materiał, ale poskładanie tego do kupy zajmie mi kilka miesięcy. Mogę jednakże obiecać, że nie będzie to zbyt długo…

Dzieje tam się sporo porytego gówna i sądzę, że lejemy potężnie na wiele rzeczy, ale tacy właśnie jesteśmy, czarny humor i cała reszta. Więc miejcie na uwadze „STUDIOHAGEL”, bo będziecie śmiać się, płakać i wkurwiać jednocześnie;)

B: Ktoś może powiedzieć, że to nowy długograj, ale stare, dobre Nocturnal Breed. Muzyka jednakże jest tym razem nieco inna niż na „Napalm Nights”. „We came…” jawi się raczej, jako muzyczny spadkobierca „Fields of Rot”.

D: Pod względem intensywności na pewno. Za to w kwestii nastawienia stawiałbym to pomiędzy „No retreat…” i „Tools…”. Ale tak, zdecydowanie jest dużo bardziej agresywnie i „ostro” niż na „Napalm…”, który to, mimo iż jest na nim masa świetne napisanych kawałków, jest najmniej przez nas lubiany. I to właśnie z powodu braku tej elektrycznej agresji oraz piorunującego podejścia. Dlaczego ten album ma właśnie takie brzmienie, to już sami nie wiemy, ale kiedy dziś go słuchamy, to wolelibyśmy zrobić mixy jeszcze raz. Ale cóż, takie jest życie. To wszystko było odzwierciedleniem ówczesnego, nieprzyjemnego dla nas okresu, kiedy próbowaliśmy odnaleźć się na scenie, która była wtedy jedynie kupą gówna. Nauczeni doświadczeniem postanowiliśmy maksymalnie się skupić, by rozżarzyć i podszlifować ostrze. Nocturnal Breed nigdy nie było synonimem pohamowania się, więc był to najlepszy czas, aby uwolnić z siebie bestię zrodzoną z lat frustracji. I zadziałało to doskonale. Postanowiliśmy też skupić się na staromodnym procesie nagrywania bez zbytniej ingerencji cyfrowego syfu, dzięki czemu brzmienie, które słyszysz, jest czyste i niczym nieskrępowane. Podczas nagrywania „Napalm…” spędziliśmy za dużo czasu w studiu oceniając wszystko, w efekcie czego staliśmy się głusi. Tym razem utwory zostały napisane w dwa tygodnie, a z nagraniami uwinęliśmy się w miesiąc. To ogromna różnica, ale musisz po prostu podążać cały czas za swoją intuicją. I jestem przekonany, że część agresji i siły na nowej płycie wzięła się właśnie z tego.

B: Okładka jest w pytę. Prawdziwie pokręcona, zła i brutalna, ale rzecz jasna najlepszą jest muzyka. Ta z kolei ma w sobie sporo brzmienia ze starego Accept. Czysty przypadek, czy raczej wynik intensywnych odsłuchów w trakcie komponowania nowych kawałków?

D: Dzięki! All Things Rotten i Andrej odwalili pod tym względem niesamowitą robotę. To naprawdę odzwierciedla cały album pod względem jego szaleństwa i zła. I czuć w tym elegancko lata 80.. A co do wpływów, to Accept zdecydowanie jest jednym z moich największych. Przyznaję się do tego bez cienia wstydu. W szczególności album „Russian Roulette”, który należy do moich faworytów od momentu jego ukazania się. Od kiedy zacząłem tworzyć nową płytę, to ten krążek leciał u mnie po kilka razy dziennie. A jeśli wsłuchasz się w takie utwory na nowym albumie, jak choćby „Sharks…”, to usłyszysz wpływ Accept w całym jego majestacie. I jestem z tego bardzo dumny. Nie jest to jakieś dupne kopiowanie, ale osobiste odczucie obcowania z muzyką w tym czasie, które przeszło przez mój własny filtr kreatywności. I wynik uważam za niezwykle zadowalający. W dupie mam, co pomyślą o tym inni. W moich oczach jest to naprawdę fajne, że wprowadzamy więcej tego „hard rocka” z tamtych czasów, niż inni. Kreator i Sodom są spoko, ale grając black thrash nie możemy wszyscy ich kopiować 😉

B: Ha, czuć tutaj ducha prawdziwego fana! „Napalm Nights” miało w sobie tematykę z Wojny w Wietnamie, ale wygląda na to, że w nowym pełniaku skupiliście się bardziej na obu Wojnach Światowych. Może jakieś plany, co do eksplorowania innych konfliktów zbrojnych?

C: Z jakichś powodów zawsze kończymy z masą kawałków na temat wojny. Nigdy nie wiemy, dlaczego tak jest, a i nie jest to nawet naszą intencją, ale około 50% naszych utworów zahacza o tę tematykę. Na nowej płycie starałem się poprzez odniesienia do wojny podkreślić ich wspólny mianownik, „przybyliśmy tylko dla przemocy”. Za każdym razem, gdy ludzie coś spieprzą, wszystko kończy się konfliktem zbrojnym i przemocą właśnie, a I oraz II Wojna Światowa są tego doskonałymi przykładami. Ale wiaderko inspiracji, nie sięga głębiej niż to. Staramy się trzymać bardziej współczesnych czasów, okazjonalnie coś z okresu zimnej wojny. Nie ma miejsca w naszym zespole na szajs w stylu mieczy i hełmów. Uważam, że to by nie pasowało w ogóle do kapeli thrashowej. Poza tym jest masa zespołów, które tę tematykę biorą sobie głęboko do serca, zatem my staramy się to mieć w miarę uproszczone. Jedynym kawałkiem z zakresu „miecza i tarczy”, jaki kiedykolwiek popełniliśmy, jest utwór „Frozen…” z nowej płyty. Opowiada o mniejszych krucjatach próbujących zaszczepić chrześcijaństwo wśród wikingów. Ale to chyba jedyny taki. Poza tym, do kurwy, wszystkie wojny mają w sobie tonę inspiracji. To niewyczerpane źródło czarnego natchnienia.

B: A propos inspiracji, wspomniałeś kiedyś, że pomysły czerpiesz z rozmów ze starymi weteranami, bo pozwala Ci to uzyskać najlepszy obraz grozy wojny, którego większość współczesnych ludzi nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić.

D: Owszem i nie musiałem szukać dalej, niż poza kręgiem własnej rodziny. W latach 80. moi dziadkowie zabierali mnie na spotkania weteranów. Tam mogłem całymi weekendami rozmawiać z ofiarami wojny na każdy możliwy temat z tym związany. To naprawdę przerażające, gdy masz sześć, osiem, czy nawet dziesięć lat i jesteś bombardowany takimi rzeczami. Ci starzy, płaczący i trzęsący się ludzie, przypominający szkielety, z martwymi, pustymi oczami. Ich opowieści wywarły na mnie potężne wrażenie. A to wszystko łączyło się w jeden, chory miks z opowieściami z historii mojej rodziny o obozach koncentracyjnych, gułagach, nazi jugend, czy norweskim ruchu oporu. Jest pewien, że to mnie ukształtowało takim, jaki dziś jestem. Dodatkowo mój tato był zawodowym żołnierzem w siłach specjalnych marynarki wojennej, więc moje dzieciństwo kręciło się często właśnie wokół wojny.

B: Przypominają mi się opowieści mojego dziadka i jego znajomych. Kawał strasznych, skurwysyńskich historii. Wspomniałeś kiedyś, że z powodu tej wojennej tematyki, parę osób przypięło Wam łatkę miłośników nazistów. Podobny problem istnieje do dziś, a wydaje się obecnie nawet dużo większy. Sądzisz, że ta cała „poprawność polityczna” nadal będzie się rozszerzać, powodując więcej szkód, czy jednak połknie własny ogon w pewnym momencie i zdechnie?

D: O, ten problem jest dziś jak najbardziej żywy. Nasze pre release party dla zinów i promotorów etc. zostało odwołane z powodu pierdolonej Antify blokującej gig Mgły, przy którego okazji też mieliśmy nasz event. No i z powodu naszej historii niejednokrotnie przyklejano nam łatkę nazistowskich troglodytów, jak również z innych, całkowicie idiotycznych przyczyn. To jakaś jebana plaga stworzona przez bandę społecznych wypierdków. Ich metody są równie faszystowskie, jak to, co chcą zwalczać. Czy ten twór zdechnie, pożre sam siebie, czy może urośnie jeszcze większy – trudno mi powiedzieć. W czasach tego internetowego kurestwa internetowi influencerzy albo podobne im zjeby, będą szerzyć takie rzeczy w ich krucjacie politycznej poprawności i jeśli wystarczająco wielu kretynów im uwierzy, to będą potem się mnożyć gównianą lawiną takie chujowe akcje, jakie miał Marduk, czy Taake oraz wielu innych. Ale ja od tego, kurwa, uciekać nie zamierzam, podobnie, jak reszta zespołu. Będziemy walczyć, i to ostro, za nasze prawo do możliwości wypowiedzenia głośno tego, co nam leży na serach oraz w umysłach. A zatem każda antifiarska pizda, która to czyta, niech czuje się serdecznie zaproszona na nasz koncert i zachęcamy, by zaczęła tam dokazywać… a my rozjebiemy całkowicie całą twoją familię, tak że cofniecie się w rozwoju do stadium larwalnego.

To też jeden z powodów, dla których kawałek „Sharks of the WEHRMACHT” ma właśnie taką nazwę, a nie inną. Zrobiliśmy to tylko po to, by sprowokować tych tępych analfabetów oraz, by przekonać się, czy umieją czytać, czy też nie. A to tylko jedna z wielu rzeczy, jakie wkurwiają nas w dzisiejszej scenie. Jest na świecie tyle syfu, tylu prawdziwych nazistów jawnie niekryjących się ze swymi poglądami, ale Antifa i im podobni nie odważą się przecież z nimi zadrzeć, oooooo nie! Zostaliby zgnieceni na miazgę. Wolą więc atakować normalnych metaluchów na koncertach, którzy stoją sobie spokojnie z piwkiem. Są niczym zwykli chuligani szukający rozróby. A ja kurewsko nienawidzę chuliganów i staram się, jak tylko mogę, by zwalczać tych, którzy krzywdzą jedynie słabszych od siebie. Wystarczająco dużo jest już takiego zachowania. Idźcie obalić wielkie korporacje, biznesmenów albo polityków, bo to oni są tymi, którzy nas wszystkich tak naprawdę ruchają nas ile wlezie!

B: No to był niezły wybuch emocji. Jak już przy tym jesteśmy, to macie już za sobą trochę koncertów. Nie macie obaw, że kilku paladynów będzie próbowało sabotować wasze występy, bo będą uważać, że możecie mieć koneksje z czymś, czego oni nie aprobują?

D: Jak wspomniałem wcześniej, mogą sobie próbować;) W dupie ich mam. Kilkakrotnie pewni ludzie próbowali już mnie zabić, a to jest sprawa, o którą trzeba walczyć, dlatego, jako zespół, nie wycofamy się. Smuci tylko, że często właściciele klubów, promotorzy, ekipa oświetleniowa lub dźwiękowcy też stają się obiektami gróźb. A tak naprawdę część z nich po prostu wykonuje swoją pracę, nie zaś przychodzi walczyć o wolność słowa. W efekcie czego niektóre gigi nie dochodzą do skutku. Jednakże jeśli mogę, i jest to generalnie w ramach naszych możliwości, to będziemy walczyć o nasze prawo do wystąpienia na scenie. Spróbujcie tylko odwalić jakieś gówno, to potraktuję łeb basem w nowojorskim stylu Sida Vicious’a, a jeśli to nie pomoże, to osobiście zejdę w tłum i potnę was na kawałki haha. Groźby to coś, z czym radzimy sobie w jeden sposób. Przez czystą przemoc. Nie próbujemy nawet często o tym rozważać, tylko działamy. Naturalnym jest dla nas, by być zawsze przygotowanym do wojny, jesteśmy przecież z ulicy i wyrośliśmy na bójkach;)

B: Zostawmy może wesoły świat przemocy i zmieńmy temat. Jakiś czas temu słyszałem, że thrash umiera i obecnie tylko stare załogi potrafią nadal sprawnie wyrżnąć publikę, a nowe kapele są jedynie kopiami kopii. Co sądzicie o takim poglądzie?

D: Hm, cóż… w pewnym sensie jest to prawda. Naprawdę rzadko widuję dziś chaos i całkowitą rzeźnię tłumów jak za starych czasów. Sądzę, że jest obecnie zbyt dużo kapel i część z nich, a w sumie to większość, jest w chuj nudna. To nieuchronne, kiedy scena muzyczna ma już tyle lat na karku, tak jak obecnie metal. I prawda, wieczne kopiowanie również istnieje. Jest to jednakże w porządku, ale musisz w to włożyć coś oryginalnego, coś, co choć w małej części da odczucie, że jest to „Twoje”, a tego właśnie brakuje większości zespołów. W większości przypadków jest po prostu miszmasz pomysłów skondensowanych w jednym punkcie. I występy, uh, za duuuużo występów, i zbyt wiele festiwali. Tego jest naprawdę w nadmiarze. Za dużo albumów generuje za dużo muzyki, a przez to zbyt wiele kapel jeździ po świecie zmulając swoją muzyką ludzi. To po prostu otępia całą scenę. Nie jest to już w żaden sposób wyjątkowe, wszystko jest wszędzie dookoła. Dlatego też… Nocturnal Breed nie grywa zbyt często. Gdy byłem młody i Slayer albo Maideni lub ktokolwiek inny, grali w mieście, to był to jebany cud, podobnie zresztą, jak ich płyty wtedy. Na samym koncercie eksplodowałeś ze szczęścia oraz nadmiaru energii. Teraz już się tak, kurwa, nie dzieje. I tyczy się to wszystkich gatunków na scenie. To się wszystko starzeje… Słyszycie mnie ludzie? Stwórzcie coś z jebaną duszą i utrzymujcie to przy życiu, jako drogocenne, i wyjątkowe. Nadmiar podobnego kurestwa zniszczy to wszystko!

B: Jak już rozmawiamy tak o zespołach, to czy w ostatnim czasie jakiś przykuł Wasza uwagę? Hej, w szczególności jakiś nowy hord.

D: E, w ostatnich latach niespecjalnie. A to powinno wiele mówić o kondycji sceny!

B: I tym oto sposobem dojechaliśmy do końca! Ostatnie słowo należy do Was!

D: Dzięki wielkie wysłuchanie mnie i znoszenie mojego pieprzenia oraz marudzenia. Wbijajcie na koncerty Nocturnal Breed, by eksplodować od thrashu i piwa, słuchajcie naszej nowej płyty oraz zwalczajcie ogłupiałą, ignorancką tłuszczę. Do zobaczenia wkrótce, a jeśli nie na występach to Piekle.

Bart
571 tekstów

Przemądrzały, gruby chuj. Miłośnik żarcia, alkoholu i gór, któremu wydaje się, że umie pisać.

Newsy

Nowa płyta Hyperia

OracleOracle14 lutego 2022

Skomentuj