Skip to main content

Szwedzi z Mortalicum zaatakowali niespodziewanie, ale nadzwyczaj celnie, bo „Progress Of Doom” przyniosło kawał świetnego doom’owatego hard rocka. Kto nie wierzy, tego odsyłam do recenzji, albo jeszcze lepiej – po ich płytę, by przekonać się nausznie. Ja nie mogłem zaś oprzeć się pokusie, by odpytać Patricka Backlunda – założyciela zespołu o kilka spraw. Zobaczcie sami jak się nam rozmawiało.

Oracle: Muszę Wam pogratulować – dopiero debiut i już od samego początku tak dobry materiał! Jaka jest Wasza recepta na tak pomyślny start kariery?

Patrick: Dziękuję Ci bardzo! Cóż, po prostu staramy się, by wszystko było proste i jasne. Po prostu klasyczny hard rock, ale na bardzo ciężką nutę.

O.: I się sprawdza. Ale zanim porozmawiamy o „Progress Of Doom” powiedz coś o początkach swojego zespołu. Wiesz, kto był założycielem, jakie były wasze wcześniejsze kapele, kiedy zdetronizujecie Black Sabbath i tak dalej, hehehe…

P.: Nasza krótka historia zaczyna się w 2006 roku, kiedy to zdecydowałem się pisać muzykę trochę cięższą i bardziej bezpośrednią niż wcześniej. Napisałem i nagrałem już wiele piosenek, zanim zdecydowałem się wciągnąć w to kilku gości i je wypróbować. W pierwszym okresie było trochę zmian składu, ale w obecnym line-up’ie pracujemy już od początku 2009 roku. W moim świecie Black Sabbath zawsze będzie zasiadał na tronie, aczkolwiek robimy co możemy, by pisać dobrą muzykę i nie wstydzimy się wspominać, że jesteśmy pod ich dużym wpływem.

O.: A dlaczego wybraliście akurat doom/heavy metal? Tak, ja wiem, że nie wybieraliście tego grania, bo to muzyka którą po prostu kochacie i tak dalej i tak dalej – ale dlaczego uwiodły Was akurat takie dźwięki, a nie na przykład melodyjny death metal czy surowy black metal, hehe? Innymi słowy – co w tych dźwiękach jest takiego specjalnego?

P.: Dorastaliśmy przy wczesnych Sabbath, Lizzy, Purple i im podobnym, więc podejrzewam, że mamy takie granie już po prostu we krwi. Poza tym biorę również pod uwagę niektóre starsze zespoły black/death/thrash’owe, w małych dawkach… ale pod koniec dnia zawsze wracam do klasycznego hard rocka i metalu.

O.: Jeszcze trochę o przeszłości. Przed „Progress Of Doom” wydaliście album koncertowy, ale nie trafił on do zwykłego obiegu, tylko do Waszych znajomych, prawda? Dlaczego? I dlaczego nie wszystkie utwory pojawiły się potem na waszym debiucie?

P.: To był zaledwie bootleg z naszego pierwszego koncertu. Miał on miejsce jeszcze zanim Henryk zajął się wokalami. Nigdy nie zamierzaliśmy go sprzedawać i jak już wspomniałeś, rozprowadziliśmy go jedynie między znajomymi. Cóż, ponadto kilka piosenek po prostu nie pasowało do reszty utworów, jakie później napisaliśmy. Ale wciąż nadal lubię te trzy piosenki, które nie weszły na „Progress Of Doom”.

O.: Sam już wspomniałeś, że wpływy czystego rock’n’rolla są w waszej muzyce oczywiste. W niektórych momentach słychać wręcz wpływy takich zespołów jak Thin Lizzy, zgodzisz się ze mną? Generalnie lata siedemdziesiąte odcisnęły na Mortalicum swoje piętno…

P.: Tak, oczywiście, że się zgadzam! Ale uwielbiam też sporo zespołów i albumów z lat osiemdziesiątych.

O.: Krótko, acz prawdziwie. A zgodzisz się ze mną, że „Progress Of Doom” dowodzi, iż rock’n’roll/hard rock jest wciąż najlepszym źródłem inspiracji dla metalowych kapel. Nie tylko dla takich kapel jak Wasza, ale i o wiele brutalniejsze zespoły często czerpią z jego spuścizny pełnymi garściami…

P.: Tak, uważam, że korzenie metalu tkwią w rock and rollu oraz w bluesie. Jedyną różnicą, moim zdaniem jest to, jak daleko od tych korzeni jesteś w danym momencie. Nasza muzyka jest całkiem blisko rock and rolla czy bluesa, ale to tylko moja opinia. Prawdziwy fan tych gatunków może twierdzić inaczej.

O.: Pewnie tak. Jak już wiadomo Wasz album nosi tytuł „Progress Of Doom”, ale by być szczerym, ja tu żadnego progresu nie słyszę. Bynajmniej nie odbierz tego jako zarzutu, ale ja uważam, ze to dość duży powrót do wspomnianych korzeni metalu jako gatunku…

P.: W takim razie to bardzo dobrze. Cieszę się, że tak sądzisz o naszej muzyce. Cóż, nigdy nie staraliśmy się wplatać żadnych progresywnych elementów do naszej muzyki [nie zrozumieliśmy się, mówiąc o progresie miałem na myśli postęp, krok wprzód w muzyce, nie zaś progres jako podgatunek muzyki rockowej… – przyp. Oracle]. To po prostu staromodny, klasyczny, ciężki hard rock!

O.: Jesteś głównym tekściarzem i kompozytorem muzyki w Mortalicum, jaki jest więc Wasz sposób na komponowanie? Tylko Ty tworzysz muzykę, czy raczej każdy może coś przynieść swojego, ale i tak ostateczne zdanie należy do Ciebie?

P.: Jako, że jestem założycielem i głównym kompozytorem w Mortalicum mam wiele do powiedzenia, jeśli chodzi o naszą muzykę, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Mam jasny obraz już od samego początku, a także dobre ucho co do tego, na czym powinniśmy się skupić. Gdy piszę muzykę zawsze nagrywam podstawowe ślady i aranżacje dla każdej z piosenek w moim domowym studio. To samo jeśli chodzi o teksty. Gdy stwierdzam, że jest to wustarczająco dobre, przynoszę to na próbę i zajmujemy się tym wspólnie, każdy stara się wydobyć z tego jak najwięcej. W sprawie melodyki wokalu oczywiście najwięcej do powiedzenia ma Henrik. Ale przez lata rozwinęliśmy się też jako zespół. Henrik skomponował kilka piosenek na nadchodzący album, ale nawet na „Progress Of Doom” jeden kawałek zrobiliśmy razem. Henrik jest jak szafa grająca pełna ciężkich riffów, więc w przyszłości na pewno będziemy więcej pracować razem.

O.: A dlaczego Robert Wiklander opuścił Mortalicum po wypuszczeniu „Live & Heavy”? Nie jesteście zbyt starą kapelą, ale zauważyłem, że zmiany składu jakoś Was nie nękały. Jesteście tak dobrymi przyjaciółmi, że członkostwo w zespole schodzi na drugi plan?

P.: To była moja decyzja. Czułem, że potrzebujemy bardziej melodyjnego podejścia, by uporać się ze wszystkimi utworami. Im więcej piosenek przynosiłem, tym bardziej stawało się to jasne. Całkowicie uwielbiam lekko bluesowy wokal Henrika, jego feeling. Jest po prostu doskonały do tej muzyki. Wszyscy w zespole mamy różne relacje, ale wspólnym gruntem koniec końców jest nasza muzyka.

O.: To się chwali. Utwór otwierający całą płytę jest zatytułowany „The Guiding Star”, a zadedykowaliście go Twojej córce. Po tekście domyślam się, że to coś na kształt hymnu pochwalnego dla rodzicielstwa, mam rację? Jeśli tak, wówczas jest to dość niespotykane – wiesz, dotychczas był „Sex, Drugs and Rock’n’Roll”, a nie „Sex, Rodzicielstwo i żadnych dragów ani rock’n’rolla dopóki dziecko nie dorośnie…”, hehe, wiesz o co mi chodzi?

P.: Hahahahahaha! Pewnie, ze wiem. Dla mnie, jako dla artysty to był najlepszy sposób na uczczenie  tego co czułem i jak dumny byłem, gdy zostałem ojcem. Tak w zasadzie to była moja obietnica dla mojej córki i coś, co zawsze będę starał się wypełniać. No i sam tekst też jest dobry.

O.: No ba. Natomiast ostatni utwór, „Damnation Of The Soul” opowiada o czyśćcu, a przynajmniej takie mam wrażenie. Zapytam więc otwarcie – wierzysz w takie rzeczy jak piekło, niebo czy czyściec? Albo w boga w takiej czy innej formie osobowej?

P.: Taa, utwór mówi o czyśćcu wewnątrz umysłu. Cóż, nie jestem wierzący, jednak jestem ciekawy jak to wszystko będzie wyglądało, kiedy wszystkie słowa zostaną już wypowiedziane i wszystko zostanie wykonane…

O.: To jak każdy chyba. Ok., porozmawiajmy o biznesie. Jakie są główne zalety we współpracy z Metal On Metal Records? Bądź miły, zrób im dobrą darmową reklamę, hehe…

P.: Cóż, nie podpisaliby nas, gdyby w nas faktycznie nie wierzyli. Tak Jowita jak i Simone są prawdziwymi fanami metalu, to znaczy dobrego metalu. W krótkim czasie zdołali wypracować sobie dobrą reputację i pozycję, a to by się nie udało, gdyby nie zajeżdżali dupy przy ciężkiej pracy. To jest coś, co naprawdę doceniamy!

O.: Oj tak! Niedawno robiłem wywiad z jednym szwedzkim muzykiem, stwierdził on w nim, iż scena szwedzka jest gówniana. Zgadzasz się z nim? Moim zdaniem przeciwnie – macie jedną z najbardziej różnorodnych scen na świecie.

P.: Nie sądzę, by była gówniana. Jak sam powiedziałeś, jest dość różnorodna. Są tu oczywiście kapele i zespoły, których nie cierpię, na przykład hybrydy death metalu i popu, które są dość popularne w niektórych rozgłośniach radiowych. W ogóle tego nie łapię…! Może się starzeję, hehehe… ale, wracając do tematu, mamy tutaj w Szwecji kilka niezłych zespołów.

O.: Myślę, że nawet więcej niż kilka. Zresztą ostatnio Szwecja znana jest nie tylko z muzyki, ale i ze świetnych książek, jak na przykład kryminały Larssona czy Mankella. Znasz tych autorów? Czy może jakichś innych, mniej znanych, ale wartych przeczytania? Są jakieś książki, które fan Mortalicum powinien przeczytać?

P.: Sorry, nie jestem jakimś wielkim czytelnikiem. Nie mam po prostu na to czasu. Raczej jestem kinomaniakiem. Ostatnią książką, jaką przeczytałem kilka miesięcy temu było „White Line Fever” i była świetna! Interesująca, a zarazem bardzo śmieszna.

O.: Sundsvall – Wasza rodzinna miejscowość nie jest jakąś wielką aglomeracją, liczy koło 55 tysięcy ludności, więc podejrzewam, że granie w kapeli to był również sposób na zabicie nudy, co? A co robicie, gdy akurat nie gracie, macie jakieś inne uzależnienia? Alkohol, papierosy, kawa, hehe?

P.: Hahahahaha! Cała nasza czwórka ma na pewno różne uzależnienia, ale żaden z nas nie pali [zuchy, hehe! – przyp. Oracle] Trzech z nas pije alkohol, ale najgorszym uzależnieniem w zespole jest co innego. Jeden koleś nie pije, on jedynie dużo ćwiczy. To naprawdę przerażające, jaki ból zadaje on swemu ciału biegając i jeżdżąc na rowerze, hehehe…! Nieważne, ja lubię piwo, wino, mocne likiery, burgery, pizzę i inne dobre żarcie! Jestem też wielkim kibicem mojej lokalnej drużyny hokejowej!

O.: Da się z tym żyć, hehe… Z innej beczki – za dwa tygodnie w Szwecji odbędą się wybory parlamentarne. Weźmiesz w nich udział? Myślisz, że Moderaterna wygra? W zasadzie te Wasze wybory są podobne do naszych, bo obie największe partie mają równe szanse…

P.: Na pewno wezmę udział w wyborach, ale jeszcze nie wiem, kto wygra. Tak jak powiedziałeś, oba bloki mają mniej więcej równe szanse.

O.: Eee, myślałem, że sobie popolitykujemy, hehe. Trudno. Powiedz w takim razie, jaki był pierwszy album, który sobie kupiłeś i jaki kupiłeś sobie ostatnio?

P.: W zasadzie to były dwa albumy na początek… To było „Dirty Deeds Done Dirty Cheap” i „Back In Black”, które to akurat się wówczas ukazało. Później przyszło “Heaven And Hell”, “Mob Rules” i “Live Evil”. To była prawdziwa magia dla takiego młodzieńca! Gwiazdy rocka były takie nieosiągalne i nie było łatwo dostać o nich wówczas jakiekolwiek informacje, nie tak jak dziś. Moimi ostatnimi albumami było Zuul i High Spirits.

O.: I oba równie zajebiste! Okej Patrick, dzięki za wywiad, mam nadzieję, że kolejny album będzie równie dobry co „Progress Of Doom”! Powodzenia dla Mortalicum!

P.: Bardzo Ci dziękuję, cała przyjemność po mojej stronie! Tak, mamy nadzieje, że będzie miał tak samo dobry odzew jak ten. Choć z kolejnym nie będziemy już mogli zaatakować tak niespodziewanie, haha! Teraz pogramy trochę na żywo, co bardzo nam pasuje! Dzięki jeszcze raz i najlepsze życzenia dla Chaos Vault!

Oracle
16847 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Newsy

TrenchRot debiutuje

OracleOracle20 grudnia 2013
Newsy

Diflucan price cvs

PathologistPathologist10 listopada 2014

Skomentuj