Przyznawać się – ile znacie kapel z Ekwadoru? Ja też (dotychczas) żadnej, a okazuje się, że zespołów jest tam sporo (co chyba niekoniecznie przekłada się na ilość muzyków). Jak brzmi black metal rodem z dżungli klimatu równikowego? Macie rację – tak samo, jak ten z Norwegii. Ale mi to nie absolutnie nie przeszkadza i już piszę, dlaczego.
Wyobraźmy sobie taką scenkę. Jest upalny, letni wieczór; wracasz do domu po całym dniu roboty. Otwierasz lodówkę, a w niej czeka Twój standardowy sikacz – ot zwykłe, jasne piwo. Pewnym ruchem otwierasz butelkę i kosztujesz złocistego napoju. Dokładnie wiesz, czego się spodziewać – ale jak za każdym razem – tak i teraz – orzeźwia Cię jego lekka goryczka, a po ciele rozpływa się przyjemny chłód. Niczego więcej nie oczekujesz, bo jest dobrze.
Tak mogłabym najprościej zobrazować ten materiał, który przewinął się już kilka razy przez moje głośniki. Nie ma tu absolutnie nic nowego – ale w natłoku muzyki silącej się za wszelką cenę na oryginalność, dobrze jest posłuchać po prostu black metalu, bez żadnych etykietek.
Na pierwszy ogień Wampyric Rites. Ciekawostką jest to, że od swojego powstania dwa lata temu zespół wypluł już łącznie 19 wydawnictw (tak, wliczając w to reh tape i inne cuda nagrane ziemniakiem). Aczkolwiek kompozycje na opisywanym splicie brzmią naprawdę na poziomie. Trochę wolnych/średnich temp, trochę blastów, a na dokładkę przemyślane riffy. Na uwagę zasługują zróżnicowane wokale – oczywiście, zostajemy w oldschoolowej stylistyce, brońcie bogowie żadnych eksperymentów. Wokalista przeplata wysokie i niskie screamy, co daje fajny, moim zdaniem, efekt.
Kolejny hord – dwuosobowy Satanic Count – jest chyba najoryginalniejszy z całego towarzystwa (o ile użycie słowa “oryginalny” ma tu jakikolwiek sens). Podobają mi się gitary – muzyk (bo za partie zarówno gitar, jak i basu odpowiada jedna osoba) stawia na dysonanse. Drugi kawałek to mój ulubiony fragment tego wydawnictwa. Po krótkim intro dostaję w ryj prostym riffem w skandynawskim stylu, a rozstrojony akord dodaje chorego charakteru. W pewnym momencie wchodzą nawet klawisze. Dla zainteresowanych pogłębieniem tematu dodam, że takie brzmienie jest też na ich drugim (i póki co ostatnim) długograju – a debiut można z czystym sumieniem pominąć.
Kolejny na splicie Winterstorm to nowy twór, z zaledwie z dwoma demówkami na koncie. Zespół wykorzystuje stare i ograne patenty, ale ja w sumie to kupuję. Jakby to powiedzieć – nasze piwo powoli zaczęło się wygazowywać, mimo to ciągle smakuje. Muzycy doskonale wiedzą, w którą stronę chcą iść, a gardłowy drze się z tyłu miksu.
No, to parę łyków i kończymy butelkę. Demonic War… no dobra, stylistycznie grają dokładnie to samo co, kapela powyżej, jednak brzmienie jest jaśniejsze, bardziej nowoczesne. I ta część splitu najmniej mi leży, w porównaniu do reszty. Ale może kwestia kolejności słuchania?
W każdym razie, na pewno sprawdzę sobie inne wydawnictwa kapel z kręgu ekwadorskiego Pure Raw Underground Black Metal Plague (sic).
Wampyric Rites , Satanic Count: 7/10
Winterstorm, Demonic War : 5,5/10
Tracklist:
01.Wampyric Rites – Les Rites Secrets du Vampire
02.Wampyric Rites – Esprit de la Nuit Désolée
03.Winterstorm – En la Profunda Oscuridad
04.Winterstorm – A través de la Neblina Astral
05.Demonic War – Penumbra Perpetua
06.Demonic War – Refugio Vacío
07.Satanic Count – Humanity Void
08.Satanic Count – The Flame of the Chosen Ones