Wydawca: The Circle Music
Może niektórzy z Was wiedzą, może nie – bardzo lubię grecką scenę black metalową. Bardzo lubię więc też tak zwaną wielką trójkę greckiej sceny black metalowej. I nie mogłem więc przejść w związku z tym obojętnie obok albumu The Magus.
No bo pewnie znacie prowiniencję tego zespołu, a jak nie znacie, to na korepetycje zapraszam gdzieś indziej. Ja Wam za to powiem, jakie są moje przemyślenia odnośnie „Βυσσοδομώντας” – debiutancki album tego projektu.
A więc, Pan The Magus dokooptował sobie dwóch muzyków, którzy też z niejednej dziewicy krew spijali i jako trio wypuścili ten niespełna godzinny krążek. A co dostajemy wraz z tymi dziewięcioma kompozycjami? No generalnie to black metal, ale z wieloma dodatkowymi inspiracjami, raz mocniejszymi, raz słabszymi. DO tych mocniejszych na pewno należy symfoniczne zacięcie tej muzyki. Już Necromantia na ostatnich kawałkach mocno odpływała w te rejony i tak po prawdzie (a i tak nie uda mi się odciąć od porównań do tej kapeli, jak też do Thou Art Lord), na „Βυσσοδομώντας” wyczuwam dużo nawiązań. Klawiszy tu nie mało, podobnie jak chóralnych zaśpiewów – wszystko przywodzi na myśl black metalową operę (może nie jak w Therion, ale kurwa – chwilami lekkie skojarzenie się pojawia). Mam też chwilami wrażenie, że jeśli King Diamond chciałby nagrać black metalowy album, mogłoby to brzmieć właśnie tak – dużo zmian melodii, czasem frapujących, czasem takich mocno „o, obleci”. Ale generalnie całość brzmi dość spójnie, no może poza ostatnim numerem – ten z początku brzmi jak jakaś jazzowa kompozycja, by przejść w coś w stylu dark americany czy nawet bardziej – twórczości Nicka Cave’a – nie powiem, brzmi interesująco, ale rozpierdala mi odbiór tego albumu. Z którym i tak mam pewien problem.
Tak jak miałem problem choćby z ostatnim albumem Necromantia. Bo on niby jest spoko, a jednak nie wracam do niego. Do „To The Depths We Descend…” od recenzji wróciłem tylko raz – żeby sprawdzić, czy dalej mi się nie podoba. I niestety – w dalszym ciągu nie leży mi ten album. Podobnie mam z „Βυσσοδομώντας”. Niby w porządku, a jednak te orkiestracje, te melodie, jakoś nie przekonują mnie. I uwierzcie mi, słucham tej płyty już z trzeci miesiąc i dalej nic. Więc pewnie się nie polubimy jakoś wybitnie. Co nie znaczy, że to zły album. Po prostu nie trafił w mój gust i tyle, a szkoda.
Ocena: 6/10