Wydawca: Black Death Production
Zespół krzak, który zapragnął grać surowy black metal, co mogło pójść nie tak? Serpent of the Abyss mogło się już Wam obić o uszy, bo debiutancki album pierwotnie ukazał się w 2021 roku i doczekał się vinyla i kasety, ale dopiero teraz postanowiono zainwestować w bardziej „ludzki„ nośnik.
Trzy utwory o łącznym czasie antenowym 40 minut potrafiłyby zmęczyć niejednego wyjadacza, bo ileż można jeden riff przeciągać, drzeć pape o tym samym, czy walić tą samą sekwencję na garach?
A tutaj niespodzianka i największe zaskoczenie tego albumu, to nie jest przeciągane do granic możliwości surowe lo-fi granie! Niby osoby/osoba…. no ktokolwiek odpowiadający za ten hord… zaplanował, że cały album ma mieć paskudne piętno pustki i pochłaniającego chaosu, ale mając jednocześnie strukturę. O co chodzi? Mamy wiele nagłych zmian riffów/tempa, ale wszystko wydaje się celowo ułożone i nieprzypadkowe. Zresztą riffami album ten stoi. Idzie docenić niejeden zamieszczony tam niuans. I czuć, ze ktoś nad tym wszystkim ślęczał długie godziny.
To gdzie minusy? Za cholerę nie zabierajcie się za „Wrapped in Darkness„ jeśli nie macie ochoty na dłuższe posiedzenie przy sprzęcie grającym i tym bardziej, jeśli nie ma odpowiedniego klimatu do raczenia się odgłosami pustki. Bo o kant dupy idzie rozbić takie granie, jeśli zasiądziecie do tego, gdy słońce sobie wesoło świeci, a ptaszki ćwierkają. Drugą rzeczą jest to, że od tej dobroci riffów w pewnych momentach perka całkowicie się rozmywa i jest problem z jej wychwyceniem.
Od siebie polecam, czy coś z tego dalej będzie? Czas pokaże, ale jestem dobrej myśli i to wznowienie na CD obstawiam, że jest zwiastunem nowego długograja.
Oceny brak, bo swoje album już ma.
Tracklista:
1. Clouds of Death
2. Sword of Hate and Glory
3. Endless Night