Wydawca: Nigredo Records
Ameryka Południowa ponownie w natarciu. Po Death Invoker przyszedł czas na kolejny strzał z tego kontynentu, jednakże w diametralnie innej stylistyce.
Bo Xalpen, bohaterowie dzisiejszej recenzji, działają sobie od ośmiu lat na black metalowej scenie ale dopiero teraz wydali debiutancki album, który nosi tytuł „Sawken Xo’on”. Czasem bardzo lubię sobie posłuchać dokładnie takiej muzyki, jaką prezentuje Xalpen – prostego, siarczystego black metalu. Najbardziej ich twórczość kojarzy mi się ze szwedzką szkołą grania – z jednej strony prostota i agresja Dark Funeral, z drugiej tu i ówdzie słyszę inspiracje na przykład Watain (z ich lepszych płyt). Ten krążek to takie trochę kontrasty, bo z jednej strony mamy niekontrolowane wybuchy agresji, z drugiej w wielu momentach i riffach kryje się jakaś taka melancholia lub częściej – wzniosłość, pompa. W Xalpen szczęśliwie nie gryzą się one, szczególnie że przez większość czasu zespół jednak korzysta z tych najagresywniejszych środków przekazu – tnących gitar, rozwrzeszczanego i wściekłego wokalu i perkusji uderzającej z niesłychaną prędkością. Nie ma tu raczej zbędnej filozofii jeśli chodzi o muzykę – Xalpen prze do przodu z zamiarem pozostawiania po sobie zgliszczy i na „Sawken Xo’on” naprawdę się im to udaje. Czterdzieści pięć minut, które spędzamy przy tym debiucie Chilijczyków to czas, który nie należy do zmarnowanych. No chyba że szukacie jakichś atmosferycznych uniesień, wówczas propozycja Xalpen może nie być przeznaczona stricte dla Was.
Aha, moja kopia debiutu Xalpen wypuszczona została na taśmie przez Nigredo Records i zdecydowanie polecam tę właśnie wersję – cieszy oczy, szczególnie jeśli ktoś ma – tak jak ja – sentyment do tego nośnika.
Ocena: 7/10
Tracklist:
