Wydawca: Deathlike Noise Productions / Metal ör Die! Records
A kto to wrócił? Pan Maruda, niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci. Tak w każdym razie można by rzec, bowiem po… ile to już, osiemnastu latach, do aktywnej działalności powrócił madziarski band Vorkuta.
To nigdy nie był zespół mega popularny, nawet w Podziemiu, jednak ich nazwa tu i tam wpadała człowiekowi w oczy, zaś muzyka w uszy. Potem słuch o nich zaginął a teraz nagle wpada do mnie promo najnowszej siedmiocalówki zatytułowanej „Wandering Alone in the Forest of Transcendence”. Dostajemy na niej – i tu mam zagwozdkę. Czy dwa numery czy długie intro i jeden numer? Pierwszy na krążku to ambient połączony z odrobiną antymuzyki. Delikatne plamy klawiszy na tle wycie wiatru (zapewne zimnego w chuj) delikatnie sobie płyną a człowiek się zastanawia kiedy zacznie się metal. Otóż na drugiej stronie, stąd też wychodzę z założenia, że to pełnoprawny album.
No nawet to fajnie wyszło, takie lekko oniryczne, a równocześnie mocno w klimacie introsów black metalowych z lat dziewięćdziesiątych. I to był kawałek tytułowy, natomiast „Incarnations Turned into Starred Flesh” to powolny black metalowy kawałek po części inspirowany Burzum, ale mający też taki podskórną black’n’rollową wibrację. Nie jest to wybitnie skomplikowana muzyka, Węgrzy stawiają tu raczej na atmosferę – a ta jest niezła, szczególnie gdy wjeżdżają klawisze utrzymane w stylu pierwszego numeru. Nieźle się tego słucha – bez żadnej rewelacji, ale jakoś mi siedzi ten materiał. Zwłaszcza że to tylko dziesięć minut muzyki i nawet jak się zapętli to nie nudzi. A to, jak wiadomo, nie udaje się każdej black metalowej hordzie poruszającej się w sferze muzyki zbliżonej stylistycznie do Vorkuta.
Fajny ten powrót. Poczekam jednak czy to tylko taki łabędzi śpiew, czy może faktycznie chcą pograć coś jeszcze. Byłoby niegłupio.
Ocena: 7/10
Tracklist:
1. | Wandering Alone in the Forest of Transcendence | ||
2. | Incarnations Turned to Charred Flesh |
