Skip to main content

voodooreklama-a5-RGBWydawca: Heavy Metal Classic

Część z Was zapewne pamięta VooDoo. Inni niekoniecznie. Dla jednych, jak i drugich niedawno ukazał się po raz pierwszy na kompakcie ich jedyny album.

Przyjęło się tu u nas w Chaos Vault, że jeśli idzie o reedycje, to recenzujemy tylko te warte uwagi i z zaprzyjaźnionych labelów z prostej przyczyny – jest tego ostatnio tyle, że nie starczyło by czasu na nowości. Ale na VooDoo miejsce się znajdzie. Winyl na półce jest, teraz doszło bardzo fajnie wydane CD. ale wpierw pokrótce o muzyce. Krakowianie w 1987 roku (bo z tego krążka pochodzi ten album) heavy metalem, o którym można powiedzieć, że albo się podoba albo nie, jedni z nich kpili, inni lubili. Cóż, przyznam, że z uśmieszkiem słucha się polskojęzycznych tekstów – bo nie oszukujmy się – są one lekko czerstwe, wpisujące się w kanon spod znaku Wilczego Pająka czy Destroyers. No takie czasy i nasza natura, że lepiej się nam słucha kiepskich tekstów po angielsku niż po polsku, hehe, zwłaszcza że na „1987” pleonazm ściele się gęsto… Zaś muzycznie VooDoo to klasyczny, czysty i przystępny heavy metal a’la wczesne Turbo, no ale słychać też inspiracje Iron Maiden, Saxon, Scorpions i innymi zespołami, które biły wówczas rekordy popularności, żeby zbyt Was nie męczyć z opisami. No odcinając się od wszelkich złośliwości, jakie niechybnie będą (bo i były) pod adresem VooDoo, to panowie dawali wtedy radę. Kawałki wpadają w ucho i w zasadzie trzymają się kanonów połowy lat osiemdziesiątych, dziś słucha się tego bez bólu zębów, choć faktem jest, że całość brzmi anachronicznie… No i przepraszam, ale mam uczulenie na ballady w stylu „Dzikie Lustra” czy „Nię Będę”, a przynajmniej te numery niespecjalnie mi podchodzą. Zdecydowanie bardziej podchodzą mi kawałki mocniejsze, typowo heavy metalowe. Te są naprawdę niezłe i miło, że ktoś pomyślał o wznowieniu tego materiału. Jeszcze słów kilka o wydaniu – jak to w przypadku reedycji bywa (choć w sumie tutaj mamy prapremierę „1987” na kompakcie), mamy sporo fajnych fotek z czasów, kiedy papier toaletowy był ogólnie poszukiwanym dobrem niemal luksusowym, z festiwali typu Metalmania, przeglądów, sesji. Oczywiście notka biograficzna, może niezbyt obszerna, ale i sam zespół nie egzystował wybitnie długo na ówczesnej scenie. Mamy też trzy multimedialne bonusy, jeśli ktoś byłby ciekaw.

Ogólnie – bardzo przyjemne dla oka i ucha wydanie i preludium do dalszej działalności kapeli, która wznowiła niedawno aktywność. A dla wielu pewnie fajna retrospekcja tamtych lat.

Oracle
16775 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Newsy

Wieści od Kalmankantaja

OracleOracle12 lutego 2018

Skomentuj