Wydawca: Werewolf Promotion
Useless przewinęło się jakieś dwa lata temu u nas w redakcji i lekko wtedy namieszało, okazało się wtedy, że „Fall into Extinction„ było całkowitą zmianą przepisu na sukces. I tak oto wszystko zostało pokryte zgnilizną i huśtaniem się na drzewie przy pomocy sznura.
I człowiek już sobie myślał, że omawiany dzisiaj krążek (czwarty w ich dorobku) będzie tak naprawdę kontynuacją wątków zawartych na poprzednim albumie. Ale nie! Znowu zaszły pewne zmiany. Nie tak drastyczne, jak mogłoby się wydawać, ale na tyle widoczne, a raczej słyszalne, że mogą odrzucić niektórych słuchaczy. Otóż mili państwo muzyka Useless stała się „żywsza„ i przystępniejsza dla zwykłego zjadacza metki cebulowej. „Żywsza„, bo jednostajnie długie riffy zostały przycięte i wymieszane z o wiele bardziej melodycznymi i szybkimi chwytami, których no nie spodziewałem się… a przystępniejsza, bo mi ten album cuchnie w wielu miejscach Mgłą… A jak wiadomo: granie jak Mgła = fejm. Z tym akurat robię sobie jaja, ale czuć, że M. i m w serduszkach gra. Czy to źle?
„Upadek„ (smutny film swoją drogą) to kawał emocjonalnego grania, trąca on dalej płytą grobową i niezbyt przyjazną atmosferą, ale wszystko jest tu podane w innym sosie. Znajdą się tutaj ukłony do poprzednika, zwłaszcza w ostatnim numerze ” Gospel Carved in Flesh„, który rozjebał mnie na łopatki (więcej takich!), ale w większości są to w całości nowe pomysły, które mogą zaskoczyć w niejednym momencie.
Osobiście wolałbym powrót do poprzednich lat działalności, ale prawdopodobnie kwestią czasu będzie dla mnie przyzwyczajenie się do aktualnego dźwięku Useless.
Ocena: 7/10
Tracklista:
1. The Blade Descends
2. Downfall
3. The Architect of Anguish Dreams
4. Hear the Winds of Your Fall
5. Voidbound
6. Gospel Carved in Flesh
