Wydawca: Memento Mori Records
Wiecie czego nie lubię? Zbyt długich albumów. A właśnie wjechała ponad godzinna płyta od Ravenous Death. Czy wytrzymam?
No staram się. Na szczęście drugi album Meksykanów to nie sześćdziesiąt minut power metalu czy folka czy czego tam jeszcze. Na „Visions from the Netherworld” mamy raowy death metal prosto z piwnicy. Och korzenie leżą raczej w Ameryce i zespołach jak wczesne Morbid Angel czy Death plus scena holenderska, zaś w kwestii wokali – oj, pięknie nam tu bulgoczą w fińskim stylu, nadganiając tempo narzucane przez sekcję rytmiczną. Fajnie ten album jest wyprodukowany, a poszczególne utwory niosą ze sobą śmierć (co oczywiste) i zniszczenie. Całość jest raczej szybka, choć zdarzają się tu czy tam zwolnienia, jak to w „Plethora of Blood”. Wypadają nieźle, ja przede wszystkim nie mogę wyjść z podziwu dla gardłowego, bo kurwa typ ma cholernie głęboki growl. I jak już określiłem na wstępie – problem mam z długością tej płyty, bowiem sześćdziesiąt dwie minuty to cholernie sporo, szczególnie gdy nie mamy do czynienia z perłą w koronie gatunku, a jedynie ze sprawnymi epigonami. Oczywiście to nie zarzut względem Ravenous Death, to określenie mianem epigonów, zresztą zdawają sobie na pewno sprawę. Po prostu muszę dzielić krążek na dwa odsłuchy, a jak mówi stara mądrość – na pół to się dupa dzieli. Jeśli jednak dysponujecie większą ilością czasu to spokojnie możecie obcować z najnowszą propozycją Ravenous Death.
Bo pomimo mojego utyskiwania, „Visions from the Netherworld” to solidny i rasowy death metalowy album. Po prostu ciut za długi. Stąd też ciut mi się dłuży, a jak mi się dłuży to ocena taka jak poniżej.
Ocena: 7/10
Tracklist:
