Wydawca: Worship Tapes
Jeśli w epoce kamienia łupanego istniał jakiś black metalowy zespół, to wyobrażam sobie, że grał dokładnie tak jak Morbid Winds.
Ta kapela to bowiem wspaniały przykład tego, co oznacza słowo „prymitywizm” w muzyce. Składająca się z czterech numerów demówka „The Endless Ritual of the Night” charakteryzuje się topornością, której dziś próżno szukać. Nie da się poczynić chyba większego regresu, jeśli chodzi o black metal i osobiście ja sobie folguję wielce przy takiej muzyce. Muzyka jest prosta jak umysł przeciętnego kibola, czasem tylko przyspieszająca. Na wokal nałożony pogłos, więc wszystko brzmi jeszcze bardziej archaicznie i obskurnie. To jest metal z najgłębszych nor i piwnic, utrzymany w hellhammeryzująco – bardzo wczesnomayhemowskim duchu. Gdyby nie to, że muzycy tworzący Morbid Winds są doświadczonymi wyjadaczami to bym sobie pomyślał, że to kapela jakichś młokosów co dopiero uczą się grać, dlatego wybrali dość bezpieczne kompozycje, hehe… Nie mogę powiedzieć, by był to materiał który rzuca na kolana, ale jak ktoś lubuje się – jak ja – w prostocie i prymitywizmie to narzekać nie powinien.
Ja nie narzekam w każdym razie. Kilkanaście minut topornej młócki ku chwale Szatana – rzecz w sam raz jeśli macie ochotę na ohydny metal.
Ocena: 7/10
Tracklist:
1. | Worms of Filth | ||
2. | The Symbol of Disgrace | ||
3. | We, the Darkness | ||
4. | The Endless Ritual of the Nigh |