Ostatnio dochodzę do wniosku, że jeśli nie ma się w nazwie zespołu „peste” lub innego słowa oznaczającego śmierć, to zespół się po prostu nie przyjmie (czy tam sprzeda). Trudno się dziwić, wszędzie szaleje kryzys, pracy brak, a perspektywy na przyszłość malują się nie za ciekawie. Nie wiem, nie wnikam w tematy „pi-aru”, ale od siebie powiem, że zawsze ceniłem zespoły za ORYGINALNOŚĆ.
Chociaż bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że młodość ma swoje prawa (i lewa), a i początki bywają trudne (końce tym bardziej). Na kimś się przecież trzeba wzorować, a najlepiej na najlepszych. Malepeste z francuskiego Lyon (zabłysłem znajomością geografii) jest właśnie takim młodym, nowo-tworem. Czerpie już garściami z dorobku starszych francuskich kolegów (no wiadomo kurde, że DsO nie ?!) i przetwarza to na własne nuty i sprzężenia. I robi to nadzwyczaj dobrze rzekłbym. Tak dobrze, że aż podchodzi pod nasze rodzime Medico Peste… Spokojnie. Bez nerw i konsternacji. Chociaż zbieżność nut jak i nazw jest nieprzypadkowa i miejscami wręcz uzasadniona, to jednak bardzo dychotomiczna. Serio. Niby black metal sprezentowany na „Dereliction” jest bardzo zachowawczy, to jednak miejscami stara się silić na jakąkolwiek oryginalność. I za to trzeba chłopaków pochwalić, bo choć piętno naszej „medycznej śmierci” jest odczuwalne (nie tyle co z nazwy, ale jak to młodzi mówią: „klimatu”), to jednak jest ono tutaj wypełnieniem pewnej warstwy. Nie 'unigruntu' ale przede wszystkim zimna i zgnilizny, gdzie ludzkie ciało naładowane dragami („Dereliction (White part”) i alkoholem („Metaphysical Delirium”) topi się w otchłani szaleństwa i końca ostatecznego… I Wszystko byłoby spoko, gdyby pewne zagrania, chwyty czy też partie wokalne szły w tym kierunku w który tutaj recenzujący by chciał (czytaj: oryginalności). No ale ok. To przecież dopiero początek i trudno wymagać… Właśnie, wymagać…
Opiniując. Męczę już tak długo ten album jak kobitę na polanie i za ten słynny francuski oral nie mogę rozgryźć tego zespołu. Z jednej strony „Dereliction” demonstruje zero powiewu świeżości i kopiowanie schematów (co momentami jest dobre). Z drugiej zaś, jakieś tam nowe podejście do „tematu” i chęć bycia „kul” jest (co też jest dobre). Co daje więc w ogólnej sumie niedosyt ale i ciekawość co przyniesie album numer 2, jeśli kiedykolwiek takowy powstanie.
Ocena: 7.5/10
Tracklista:
1. Ritual of Negation
2. Higher
3. Dereliction (White Part)
4. Waiting for
5. Hymn for the End
6. Apparition
7. Dereliction (Black Part)
8. Metaphysical Delirium
