No i chuj, no i cyk – mamy nową EPkę zespołu Luty. Jako szalikowiec tego zespołu, równocześnie, jako jedyny jakiego znam, jestem bardzo kontent. I mam nadzieję, że „Koniec” to będzie jednak początek ich większej rozpoznawalności.
Bo luty jest tego wart. Na płytce składającej się z dziewięciu kompozycji dostajemy ponownie porcję dziwnego black metalu, ale jak na moje ucho – takiego co to jednak ewoluuje. Powoli, ale ewoluuje. Słychać pewne zbieżne punkty z poprzednimi materiałami, gdzieś tam w tyle głowy cały czas kołaczą mi się skojarzenia z totalnie prymitywnymi pierwszymi krokami takich zespołów jak Mayhem czy Morbid, ale przełożone na takie swojskie brzmienie – ale tylko w tych najszybszych, najbardziej chaotycznych. W tych wolnych to w ogóle dziwna muzyka wjeżdża, plumkająca, brzdąkająca jak sen nastoletniego alkoholika i ćpuna. Ktoś powie, że to trochę taka polska odpowiedź na Gruzję. Pewnie na siłę można by szukać podobieństw, na przykład takich że próżno tu szukać okultyzmu, Szatana i chuj wie czego jeszcze. I mi pasuje. Już dawno stwierdziłem ponadto, że ten Luty to nie żaden pastisz, po prostu taką sobie kurwa wybrali stylistykę i chuj innym do tego. Jak dla mnie, żre to całkiem przyjemnie – na tyle, żebym czekał na kolejne wydawnictwa zespołu Luty.
I nawet nie zamierzam Was zachęcać do przełamywania swojej niechęci wobec tej bandy. Mnie się podoba ten materiał, przede wszystkim czuć u chłopaków coś naturalnego. A mogli jak inni założyć kaptury i błądzić w black metalowej mgle.
Ocena: 8/10
Tracklist:
1. | Naokoło | ||
2. | Obrazek | ||
3. | Siedem | ||
4. | Martwych pięciu | ||
5. | Przepraszam | ||
6. | Żeby Polska była pusta |
