Na „Iron Fist” kończy się jak dla mnie era klasycznych motörheadowskich albumów. Oczywiście, każdy kolejny to była klasa sama w sobie i prawda jest taka, że nie wiele ustępowały tym wydanym do 1982 roku. A że wspomniane „Iron Fist” ukazało się dokładnie czterdzieści lat temu – dostaliśmy prezent.
Pod postacią wznowienia tej płyty oczywiście z dodatkowym dyskiem i dodatkowymi kawałkami. Nie wiem, jak dla Was, ale moim zdaniem na „Iron Fist” Motörhead brzmi najbardziej surowo z całej swojej dyskografii. Ten album ma najbardziej szorstki sound ze wszystkich płyt Kilmistera i kolegów. Sam wokal Lemmy’ego jest jakby schowany i zapiaszczony, podobnie z instrumentami. I jest to jeden z powodów, dla których szósta płyta Motörhead jest jedną z moich najulubieńszych – wracam do niej stosunkowo częściej niż do wielu pozostałych. Nie może być jednak inaczej, skoro znajdują się na niej totalne killery, mimo że jakby mniej oczywiste niż sztandarowe utwory grupy. Bo jak zapytacie o killery kapeli, to każdy wymieni „Ace of Spades”, „Orgasmatron”, 'We Are the Roadcrew” i tak dalej, ale czy komuś przyjdzie do głowy wspomnieć o „I’m the Doctor”, „Sex & Outrage” czy „Speedfreak”? No właśnie, a to przecież również one, poza kawałkiem tytułowym stanowią o mocy tej płyty. Do głównego krążka na wznowieniu dodano również bonusy – kawałki ze zmienionymi tekstami, przearanżowane i tym podobne smaczki – cukiereczki. Dzięki temu pierwszy dysk rozrasta się nam do dwudziestu pięciu kompozycji.
Drugi dysk to zapis koncertu z hali Apollo w Glasgow, z 1982 roku, kiedy to Motörhead promowało właśnie „Iron Fist”. Stąd też sporo kawałków z tego albumu, poza oczywistymi evergreenami. Co tu dużo mówić, jest to typowy koncert Lemmy’ego i spółki, więc od pierwszego do ostatniego numeru mamy doskonałą rock’n’rollową jazdę.
Całość jest wydana tak, jak wcześniejsze wznowienia tej grupy, czyli jako gustowny digibook – jeśli mówimy o wersji kompaktowej. Wersję winylową widziałem tylko na zdjęciach, ale jest równie ładna. I po raz kolejny podsumuję podobnie – pomimo że „Iron Fist” mam w kolekcji już od dawna, to jednak wznowienie warte jest zakupu. Zawsze to jedna płyta Motörhead więcej, a dobrego nigdy dość.
Disc 1
1. Iron Fist
2. Heart of Stone
3. I’m the Doctor
4. Go to Hell
5. Loser
6. Sex & Outrage
7. America
8. Shut It Down
9. Speedfreak
10. (Don’t Let 'Em) Grind Ya Down
11. (Don’t Need) Religion
12. Bang to Rights
13. Remember Me, I’m Gone
14. The Doctor
15. Young & Crazy
16. Loser
17. Iron Fist
18. Go to Hell
19. Lemmy Goes to the Pub
20. Same Old Song, I’m Gone
21. (Don’t Let 'Em) Grind Ya Down
22. Shut It Down
23. Sponge Cake
24. Ripsaw Teardown
25. Peter Gunn
Disc 2
1. Iron Fist
2. Heart of Stone
3. Shoot You in the Back
4. The Hammer
5. Loser
6. Jailbait
7. America
8. White Line Fever
9. (Don’t Need) Religion
10. Go to Hell
11. Capricorn
12. (Don’t Let 'Em) Grind Ya Down
13. (We Are the) Road Crew
14. Ace of Spades
15. Bite the Bullet
16. The Chase Is Better than the Catch
17. Overkill
18. Bomber
19. Motörhead
