Nie wiem, jak Wy do tego podchodzicie, ale ja w przypadku grupy black/thrash metalowej lubię cały ten anturaż, który jakoś tam jest znakiem rozpoznawczym zespołów z tego gatunku. Lubię też te inne przymioty, jak oklepane motywy, okładki i tak dalej.
No i oczywiście przede wszystkim lubię, gdy muzyka sprzedaje mi kopa w jaja takiego, że brakuje mi tchu. Żadnej z tych rzeczy niestety nie znalazłem na debiucie Frosthelm – zespołu z USA. Panowie wycinają sobie właśnie taki mocno przypalany thrash. Posługują się oklepanymi samplami (np. z „Hellraiser”). Na zdjęciach wyglądają raczej jakby grali sobie jakiś tam melodyjny death metal czy coś. Okładka – mimo że niezła również nie pasuje mi do black/thrash metalowej konwencji. No i muzyka – niby wymieszano tutaj black i thrash metal, ale zrobiono to w sterylnym pomieszczeniu, w białym fartuchu, zapewne metodą wielu prób, a wszystko to, by wyszedł krążek z jednej strony agresywny i chwytliwy, ale z drugiej taki z wygładzonymi krawędziami (żeby krzywdy nie zrobił mniej odpornym), ze zbyt dużą ilością melodii (żeby dobrze zrobił tej samej grupie) i brzmiący jak najlepsze produkcje thrash metalowe ostatnich lat (żeby na brudzie, który dla mnie jest warunkiem sine qua none black/thrash metalowej produkcji nikt się nie uwalał i wrócił czysty do domu przed godziną dwudziestą trzecią). Osobiście nie lubię takich grzecznych produkcji, ugłaskanych piosenek i wojny na plastikowe kulki. Nudne to to i bezpłciowe, ma to tyle wspólnego z prawdziwym black/thrash metalem co widelec z grzebieniem…
Osobiście to ja czekam na nowy Ragehammer, bo to co tam będzie, to zapewne będzie prawdziwy black/thrash metal. Natomiast w przypadku Frosthelm to – parafrazując klasyka – ja dziękuję za taki black/thrash metal…
Ocena: 5/10
Tracklist:
1. | Glacial Eon | ||
2. | Storm of Teeth | ||
3. | Forlorn Tides | ||
4. | Tomb of Sordid Ruin | ||
5. | Beneath Dead Horizons | ||
6. | Endless Winter | ||
7. | Hell Between Us | ||
8. | The Dragon | ||
9. | Silent and Dark, The Everlasting |
