Kto śledzi w miarę uważnie scenę black death, ten pewnie zna na szwajcarską Dakhmę. Swoim długograjem „Hamkar Atonement” wydanym w 2018 r. zrównali słuchaczy z ziemią serwując nieludzko wykurwistą mieszankę black death metalu z irańską muzyką ludową. Kerberos konsekwentnie milczał w kwestii kontynuacji, dlatego szczęka mi opadła, gdy nagle do sieci wypłynął singiel wraz z wieścią, że nowy płyt jest tuż za rogiem. I tak oto, drogie dzieci, trafiło do nas „Blessings of Amurdad”, które nieludzko zajeździłem na słuchawkach.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to okładka autorstwa Babar Moghala – nieco oniryczna, ale majestatycznie prezentująca Wieżę Milczenia pośród jałowych pustkowi. Przejdźmy jednak do zawartości, jeśli ktoś miał obawy, po przesłuchaniu singli, że będzie gorzej niż na „Hamkar Atonement”, to może odetchnąć z ulgą. Szwajcarzy nagrali ponownie doskonały album, który dewastuje, aczkolwiek w inny sposób, niż poprzedniczka. Zamiast klimatu zagłady oraz absolutnego końca mamy coś bardziej wzniosłego i monumentalnego. Co nie dziwi, gdyż Kerberos sięgnął ku Gathas, czyli hymnom skomponowanym przez samego Zaratustrę (Zoroastera) oraz rozprawia o kwestii dążenia do nieśmiertelności. Mamy więc nadal inspiracje starym, perskim kultem, które i tym razem przelewają się na muzykę. Album zawiera sporo wstawek z irańskiej muzyki ludowej, które idealnie wkomponowują się w całość sonicznej zagłady. A tej jest niemało, bo zwróćcie uwagę na takie „The Gate of Ahura (The King)”, gdzie mamy dojebane po skurwysynie partie bębnów, z których dosłownie wylewa się monumentalizm oraz potęga. Dalej jest „The Cry of Filth (Agerept)”, w którym okrutnie smagające riffy układają się, wraz z wokalem, w melodyjną pieśń. I nagle, pośród tej zawieruchy pojawia się „Afrinagan” będący w całości interludium z muzyki ludowej. Jeśli ktoś tam teraz sapnie, że jak to kurwa, gunwo ojszczane melodyjki, to zaprawdę, zaprawdę powiadam mu, godzien jest naplucia w ten chłopski ryj i rozpierdolenia się traktorem poprzez przyjebanie w oborę. Ten kawałek to perła, która rzuca na kolana, jak Asante Stone Piper Perri na łóżko, a to dlatego że idealnie wpasowuje się w atmosferę muzyki oraz swoim spokojem podkreśla soniczną furię, jaka była przed nim, oraz jaka nastąpi pod postacią najbardziej wkurwionego na płycie „Oath of Purity (Amahraspand)”.
Konkludując, duet Karapan Darvish i Ahi Spozgar (znani uprzednio, jako Kerberos i H.A.T.T.) znów stworzyli piękną rzecz. Długą, bo „Blessings of Amurdad” trwa niemal godzinę, ale w ogóle się tego nie odczuwa. Począwszy od miażdżących riffów, przez potężną perksuję, bezlitosny wokal po folkowe wstawki, każdy element jest tam dopracowany. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po ostatnią Dakhmę, to zdecydowanie naprawcie ten błąd, bo warto. Zdecydowanie warto.
Ocena: 9/10
Lista utworów:
1. The Stench of the Wretched (Forsake Him!)
2. The Gaze of Ahura (The King)
3. Atash Bahram
4. The Cry of Filth (Agerept)
5. Birth of Flesh (Nama Karana)
6. Afrinagan
7. Oath of Purity (Amahraspand)
8. The Rite of Dominion (Shehrevar)
