Kontakt z zespołem: Clairvoyant
Dzisiejsza recenzja będzie krótka i treściwa. Czasami po prostu jest tak, że przychodzi materiał w przypadku którego już od pierwszych sekund wiadomo o co chodzi. I miło człowiekowi, że się wysilać intelektualnie nie musi.
Poszło szybko, bo Clairvoyant korzysta z dobrze już rozjeżdżonej drogi. Tu jak już wpadniesz w koleiny, to się po prostu jedzie – nic nie trzeba robić. Puszczasz kierownicę i do przodu. I tak to właśnie jest z muzyką chłopaków z miasta co to ponoć zawsze się ostatnie poddaje. Heavy metal w mało skomplikowanej oprawie, ale za to bardzo przyjemny do słuchania. Może nieco za długie utwory, ale tak po prawdzie, gdzieś tam w tle będą Wam lecieć, to kompletnie to nie przeszkadza. Mam jedynie wrażenie, że wokalista jeszcze powinien poprawiać nad śpiewem i frazowaniem. Poza tym, ten krótki set pokazuje jedno – panowie świetnie się bawią, tym że grają. I bardzo dobrze, tak być powinno. Najbardziej podszedł mi kawałek numer jeden, który przypomina mi pewien zespół co to „Under Jolly Roger”. W sumie by się uparł to Ironów tu znajdziesz, a nawet i Saxon. I podejrzewam, że nie odkryłem Ameryki, pewnie już wielu przede mną te nazwy wymieniło. Zespół specjalnie się nie kryje z fascynacjami, przynajmniej w muzyce, którą słyszę. I w żadnym wypadku nie jest to zarzut. Ten krążek ma jedną, niezaprzeczalną zaletę. Kiedy już go włączymy, to przez te 23 minuty w dupie mamy, kto, gdzie i od kogo co podpierdolił, twórczo wykorzystał i czy w idoli się za bardzo nie zapatrzył. Ba w głębokim poważaniu mamy również wszystko co na co dzień wkurwia, lub po prostu irytuje. Liczy się muzyka, browar i te fajne dupy co siedzą przy stoliku obok. I tyle. Do zabawy jak znalazł.
Czekam na pełnoprawny krążek z dużo lepszym brzmieniem, bo to automatycznie podniesie widowiskowość Waszej muzyki. I nie róbcie z siebie piratów. Złota czaszka rządzi.
Ocenia: 6/10
Tracklist:
01. Curse of the Golden Skull
02. 1410
03. Bite the Bullet
04. Conan
