Wydawca: Deathgasm Records
Są płyty, których nie rozgryziecie do końca i po piętnastym przesłuchaniu i po pięćdziesiątym też nie. Są też takie, które już po pierwszych taktach zdradzają swą zawartość w pełni. I jedne i drugie przynieść mogą rzecz jasna kupę radochy. Dziś będzie o tych drugich.
Maniakom piekielnego death metalowego wygaru Abominant powinien być znany choćby nawet i z samej nazwy. W końcu album, który obecnie bombarduje me domostwo, to już ósmy krążek w dorobku tych szaleńców rodem z Kentucky. Już sam jej tytuł – „Warblast” – idealnie oddaje sedno ich muzyki. Podobnie zresztą jak i okładka. Oraz tytuły. Old school’owy death metal, prący przed siebie niczym Ruscy na Berlin. Nie wiem, jakich musiałbym użyć słów, by oddać moc tej płyty i nie popaść w kalkomanię swoich i cudzych recenzji. W tych dziewięciu zwartych kawałkach mamy tyle dzikości i barbarzyństwa, że spokojnie obdzieliłby nimi wszystkie zespoły, o jakich mogliście poczytać w całym zeszłym roku na łamach „Metal Hammera”. Znikoma ilość zwolnień, a jeśli już to i tak przewałkują one was tak kurewsko skutecznie, że będzie was można wciskać do mieszkania przez szparę pod drzwiami. Ale i tak na „Warblast” lwia część muzyki to gruchoczący kości maluczkich, obdarty z resztek litości, szybki death metal. Mający przy tym co? Feeling. Słuchając tego krążka przed oczyma mam olbrzymie pobojowisko, którego zaledwie mały fragment uwieczniono na front – coverze. „Warblast” to niby nic nowego, ale taaakiego ładunku już dawno nie słyszałem na żadnym death metalowym albumie. Ci kolesie mają furię w sercu i obłęd w oczach. Co więcej, są na pewno w pełni świadomi piekła, jakie zgotowali słuchaczowi. Równocześnie małym faux pax jest porównywanie ich w notce promocyjnen do Zyklon czy Belphegor. Uwierzcie mi, wieloletni podopieczni Deathgasm Records biją na głowę te dwie kapele pod względem intensywności i bezkompromisowości przekazu. A że są mniej popularni od tych zespołów – cóż buta nie zjesz, sznurówki nie wysrasz…
Najnowszy krążek Abominant rozpierdolił mnie na strzępy, ale że ja twardy jestem, a nie mientki, to resztkami sił opisałem tą piekielną ofensywę. Teraz zaś udaję się na zasłużony odpoczynek. Evil Inside!
Ocena: 5/6
Tracklist:
1. | Intro | ||
2. | Warblast | ||
3. | Legacy In Pain | ||
4. | Chaos Sanctuary | ||
5. | 13th Legion | ||
6. | No Forgiveness | ||
7. | Endless Nightmare | ||
8. | Devilish Mastery | ||
9. | Evil Inside |