Skip to main content

Wydawca: Caligari Records

Odpalić sobie czasem coś z Caligari to sama przyjemność. Przekonałem się znowu o tym biorąc demko kostarykańskiego Perishing.

A nie są to pierwsze lepsze leszcze, bo połowę składu możecie znać z Astriferious, które to zresztą w zeszłym roku przyjebało solidnym albumem. Także w przypadku Perishing bidy nie ma. „Lutum” to cztery numery z pograniczy death i doom metalu. Jako że to demo, to jasne że jest tu jakieś pole do popisu pod względem brzmienia czy dopracowania samych kompozycji, ale w sumie po co to komu. Jako pochłaniacz wszelkiego rodzaju demek i promówek odnajduję się tu bez problemu, a chrupiące riffy, jakie sypią się tu na każdym kroku, to udany hołd dla gatunku. 

Kostaryka to mały kraj z małą sceną, więc dla tamtejszych świrów każdy taki materiał to święto. Kwartecik z Perishing sprzedaje tu solidną lutę w łeb, a że kończy się to wszystko dość szybko, to trudno też narzekać na nudę albo zmęczenie. Ta machina w dużej mierze przetacza się powoli, ale potrafi przy tym sprzedać odczuwalnego prztyczka w nos. A jak już przyspieszy, to niech pan ma nas w swojej opiece! Prosta, chamska surowizna? Tak. I to jest główną zaletą tego debiutu. Aż by człowiek chapnął jakieś nowe Coffins czy cuś. Tylko u nich cisza od paru lat. „Lutum” za to drapie tam, gdzie lubię, więc na razie w zupełności wystarczy.

Okazuje się, że w krainie plaż, palemek, tukanów i leniwców też potrafią grać śmierdzące obrzydlistwa. Solidna dawka plwociny na dobry początek dnia.

Ocena: 7,5/10

Pleban
76 tekstów

Skomentuj