Wydawca: Personal Records
Of Darkness jest ciekawym tworem. Jest to side project muzyków znanych z Teitanblood czy Graveyard, którzy tutaj eksplorują całkowicie odmienne rejony niż w wymienionych zespołach. I właśnie kilka dni temu wypuścili swój drugi album – „Missa Tridentia”.
Zanim jednak do niego przejdę pragnę zwrócić Waszą uwagę, oczywiście jeśli dotychczas nie znaliście, debiutancki album Hiszpanów, mianowicie „Tribute to Krzysztof Penderecki – Passio et Mors Domini Nostri Jesu Christi Secundum Lucam” – wspaniały przykład jak Pendereckiego można przełożyć na język funeral doom metalu.
A jak rzeczy mają się na drugiej płycie Of Darkness? W zasadzie bez zmian. Hiszpanie nie odstępują ani na krok od wytyczonej przez siebie ścieżki pogrzebowego metalu zagłady. Mało tego – w porównaniu do debiutu jest to granie jeszcze gęstsze i cięższe. Wszystkie numery są stosunkowo długie – mają ponad sześć minut, a najdłuższy niemal dwanaście. Wszystkie oparte są o ten sam patent rozciągniętych riffów i wolnych uderzeń perkusji oraz głębokiego growlu na tle ciężkich, klawiszowych plam – stwarza to poczucie płyty monolitycznej, potężnej i przytłaczającej słuchacza. W ostatnim, najdłuższym numerze wjeżdża jeszcze fortepian, co nadaje tej apokaliptycznej całości dodatkowego smaku.Z tego co wiem, zespół nagrywając ten album dał sobie prawo do szerokiej improwizacji, ale ja tego tutaj nie słyszę. Gdy słucham tego albumu odnoszę wrażenie, że zespół jest w śmiertelnym, ponurym transie, ale zarazem cała muzyka przemyślana jest od pierwszej do ostatniej nutki. Jeśli natomiast rzeczywiście spora część tej płyty oparta jest o improwizowanie – tym większy jest mój szacunek dla Of Darkness.
Obcując z „Missa Tridentia” jestem pod olbrzymim wrażeniem funeralnego kunsztu tej muzyki – dźwięki Of Darkness są tutaj niczym czarna krepa opadająca na Was i odcinająca od wszelkich pozytywnych emocji. Za każdym odtworzeniem tej płyty mam takie skojarzenia i podejrzewam, że się to nie zmieni – co najwyżej pogłębi.
Ocena: 9/10