Wydawca: Osmose Productions
Jeśli chodzi o Impaled Nazarene to mieliśmy siedem lat chudych – przynajmniej jeśli chodzi o nowe wydawnictwa. Więc najwyższa pora przełamać tę chujową passę za sprawą „Eight Headed Serpent”.
Już po dojebanym intro, choć dosyć humorystycznym, dostajemy klasyczny, nakurwiający, naspeedowany black metal. I wiemy, że u Miki i kompanów nic się nie zmieniło, mimo upływu lat. Poza tym właśnie sprawdziłem – czaicie, że typ w tym roku ma pięćdziesiątkę? Słuchając ich trzynastego pełnego albumu ni cholery bym nie powiedział. Inna rzecz, że moim zdaniem Impaled Nazarene nie ma słabej płyty, więc już przed pierwszym odsłuchem „Eight Headed Serpent” byłem raczej spokojny o zawartość tejże. Tu nikt się nie spodziewa progresji, zadumy czy aspiracji do jakiejś wyższej sztuki. Nie, czyste, siarczyste pierdolnięcie nadal jest wyznacznikiem muzyki Impaled Nazarene. Jedyne odstępstwa to jeszcze większe niż zazwyczaj inspiracje punkiem. Najlepszym przykładem na tym albumie jest „The Nonconformists”, coś na wzór (kolejnego) manifestu tego zespołu. Olbrzymi fuckk off w stronę wszystkich grzecznych kurew nazywających siebie black metalowcami. Choć tak właściwie mógłbym napisać tak z grubsza o każdej kompozycji na tym albumie. Kolejny natomiast jest utrzymany w silnym, speed metalowym stylu. Impaled Nazarene bawi się konwencjami, a równocześnie nie odeszło od wyznaczonej sobie ścieżki ani na milimetr. Ale to nie jest płyta zachowawcza – w ich przypadku powiedziałbym raczej, że konsekwentna. Poza tym tak naprawdę – czy ktoś chciałby słuchać tej grupy, gdyby zmienili styl? Wątpię.
Ponadto mam nadzieję, że te dywagacje pozostaną mimo wszystko w sferze akademickich (taaa, jakby jakiegoś akademika obchodziła muzyka tych ochlajtusów) projekcji. Póki co – jest po staremu, czyli bardzo dobrze.
Ocena: 8/10
Tracklist: