Co powiecie na melodyjny death metalcore z Hiszpanii w postaci koncept albumu, opiewającego wojny krzyżackie i inne takie? No, czyli to samo co ja. Ale cóż zrobić, skoro płyta leży i się naprzykrza.
Icestorm ma na swoim koncie cztery już albumy i ponoć wcześniej grali zwykły heavy metal. Nie wiem czy to było lepsze czy gorsze od tego, co słychać na „The Northern Crusades” – nie mam ochoty sprawdzać. Za to mam za sobą kilka sesji ze wspomnianym krążkiem i cóż… Był to czas zdecydowanie stracony. Muzyka nie trafia w moje gusta ni chuja. Nawet jeśli byłby cień szansy, że coś ciekawego mogłoby się z tego urodzić, to bardzo szybko niszczą to jakąś lalusiowatą melodią, oklepanym motywem albo wręcz totalnie wieśniackim fragmentem (nie pamiętam, w którym numerze, chyba w trzecim „The Iron Fist on the Lance Shaft” ale refren to takie „hejaaahoo hejaaahooo” na modłę krasnoludków idących do pracy czy jakichś kurwa piratów, sam nie wiem). No żenada lekka. Oczywiście jest też piosenka o Grunwaldzie (skoro album jest o Krzyżakach, to jak inaczej…) ale ni cholery nie łapie mnie on za serce z uwagi na moje pochodzenie. Czy jakichkolwiek innych powodów. Nie wiem dlaczego, Icestorm kojarzy mi się z tymi wszystkimi zespołami a’la Lord Belial, katalogiem Napalm Records i tak dalej. Czyli totalny plastik. Może jakiś fan Sabaton by się tym podjarał, jako czymś mocniejszym od swoich idoli, ale sami widzicie jak to brzmi.
Więc zdecydowanie odradzam. U mnie album wpada w przepastne pudło promówek do zapomnienia, zajmujących cenne miejsce.
Ocena: 3/10