Skip to main content

Wydawca: Pagan Records

L.O.N – twórca Hellveto jest płodny niczym typowa wiejska, katolicka rodzina. Idąc dalej takim tokiem rozumowania, każde swoje dziecko kocha jak pierwsze. Niezależnie od tego czy ma zeza, brakuje mu nogi, czy jest chorowite. Ale ja, jako sąsiad zza miedzy, zaczynam odczuwać przesyt drącymi się w niebogłosy bachorami.

I żebyśmy się jasno zrozumieli. Nie neguję sensu tworzenia takiej muzyki, ja się zastanawiam czy więcej znaczy zawsze lepiej. Hellveto umościł sobie dość wygodne siedzisko na gałęzi rynku muzycznego, zwanej orchestral pagan metal i tak sobie na niej siedzi, machając nogami. Co roku wydaje jeden (a bywało, że i dwa) długograj. Co z tej płodności wynika? Ano powoli nic. Bo o ile, pierwsze płyty były czymś naprawdę ciekawym, pewnym novum, to teraz zaczynam niebezpiecznie ziewać, wsłuchując się już  w 13 krążek w karierze Hellveto.  Z jednej strony słychać, że L.O.N. dobrze czuje się w epickich klimatach. Kompozycyjnie ciężko się do tego przyczepić. Wciąż jest to dość chwytliwe połączenie elementów „orkiestrowych” z blackową gitarową kawalkadą. L.O.N. potrafi też zwolnić, ocierając się o pewną muzyczną melancholię. Wszystko sprawia wrażenie ładnie poukładanych muzycznych klocków, tworzących przyjemną dla ucha, całość. Problem niestety polega na tym, że to już było. Hellveto nie wychyla ze swojej muzycznej szufladki nosa, bojąc się, że ktoś może go przytrzasnąć. Trzyma się sprawdzonych na wcześniejszych krążkach sposobów na budowanie klimatu. Tylko ciężko nazwać taką muzykę innowacyjną. Owszem trudno też zrobić to w przypadku AC/DC (wiem, wiem standard), tylko, że tam mamy inny ciężar gatunkowy i bardziej chwytliwe granie. Od takiego więc wymagamy mniej. W przypadku Hellveto trąci mi to wszystko rozbudowanymi co prawda kompozycjami, ale kręcącymi się wokół własnej muzycznej osi, odrzucającymi swoim polem magnetycznym pomysły, które mogły by zburzyć ład i porządek. A mi właśnie tego potrzeba. Nie kupuje taśmowo produkowanych chińskich podkoszulek. Wolę zapłacić więcej za coś co chociaż nosi znamiona oryginalnego wyglądu.

Jeśli to Wasze pierwsze spotkanie z twórczością Hellveto, a do tego lubicie Summoning (wiem, to porównanie również jest wyświechtane), to na pewno Wam się płyta„Kry” spodoba. Jeśli macie wszystkie krążki, a przynajmniej większość, projektu L.O.N.-a, zapewne też Wam się spodoba. Jeśli jednak nie traktujecie Hellveto pomnikowo, prawdopodobnie przejdziecie obok tej płyty obojętnie. Status Quo pozostanie zachowane. Tylko, czy tędy droga?

Ocena: 5/10

Tracklist:

01. Kry
02. Glód
03. Powiedz Mi…
04. Kraina Mgiel
05. Rzucone na Wiatr
06. Smak Zniewolenia
Ef
4564 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj