Wydawca: Amor Fati Productions
Ostatnio mam trochę pecha do słuchania, bo co i rusz trafiam na wtórne buble. Ale są i perełki, a taką jest amerykańskie Häxanu i ich drugi album „Totenpass”.
Za tą nazwą kryje się dwóch jegomościów, z których jednego, A.P., możecie kojarzyć z takich ciosów, jak Ringare, Skáphe, Martröð, czyli samo dobre. I nie przesadzę, jeśli powiem, że doświadczenie z innych kapel kurewsko tu procentuje. Häxanu porusza się w rejonach black metalu mocno podlanego melodią, ale nie ma mowy o żadnej pedaliadzie. Zachowano idealny balans pomiędzy ciężarem oraz melodyką, czego efektem są wpadające w uszy utwory, przy których nie czuć ani grama znużenia. Zaczynając od szalonej perkusji, po agresywnie smagające po plecach riffy, które pięknie wjeżdżają po klimatycznym intrze, po klawisze. Te z kolei najlepiej brzmią w kawałku „Thriambus – Threnoidia”, gdzie są swoistą solówką, przy czym nie zrobiono tandety, a czuć, jak ta muzyka płynie. I kurewsko mi się to podoba. Całość wieńczy opętany wokal, w którym słychać czystą wściekłość. Najlepszym na tej płycie jest chyba „Sparagmos” ze swoim przewijającym się pasażem w riffach, szczególnie gdy w środku utworu jest miejsce solidnego przyłożenia słuchaczowi i da się wyłapać te perkusyjne smaczki, a rytm momentami, ulega lekkiemu złamaniu, by w końcu wleciały klawisze. PYCHA. Jeśli miałbym do czegoś porównać ten album, to myślę, że przywołanie Dissection, Lord Belial oraz Havukruunu. Oceńcie sami.
Na sam koniec jeszcze zwrócę Waszą uwagę na okładkę autorstwa Adama Burke (jego dzieło zdobi też najnowsze dziecię od Hellripper). Istne dzieło sztuki, którego kontemplacja pod muzykę na albumie daje dużą dozę dopaminy.
To świetny album. Wyborny mariaż melodii oraz brutalności z pewnością powinien przypaść Wam do gustu, jako i mnie. Gorąco zachęcam!
Ocena: 8/10
Lista utworów:
- Θάρσει
- Death Euphoria
- Thriambus – Threnoidia
- Sparagmos
- Ephòdion
- οὐδεὶς ἀθάνατος
- Totenpass