Skip to main content

Wydawca: Eisenwald Tonschmiede

Nie będę ukrywał, że bardzo mocno oczekiwałem na drugi krążek Cantique Lépreux. Debiut wziął mnie na tyle, że nie mogłem się wręcz od niego oderwać przez długie tygodnie. I gdy w końcu w mojej skrzynce wylądowało promo nowego materiału, wraz z nim pojawiły się i obawy. Czy aby na pewno Kanadyjczycy udźwigną ciężar i choć w minimalnym stopniu zachowają poziom debiutu.

Teraz już, po kilkugodzinnych sesjach z “Paysages polaires” wiem, że dali radę. Ale od początku. Muzyka praktycznie się nie zmieniła. Nadal jest to zimny, rozpędzony black metal z odpowiednim, lodowatym klimatem umiejscowionym gdzieś w głębi dalekiej północy lat ‘90. Północy surowej, miejscami brutalnej, ale i potrafiącej stworzyć odpowiedni, lodowaty klimat. Nadal więc pozostajemy również w temacie zimy. Gdzie wieczna zmarzlina okala wysokie góry, a nad nocnym nieboskłonem rozbłyskują gwiazdy. Lecz tym razem nie błądzimy już tylko po szczytach, ale udajemy się w podróż przez Arktykę w poszukiwaniu i odkrywaniu nowych, dziewiczych, a zarazem niebezpiecznych rejonów. Tym samym muzyka na “Paysages polaires” jest bardziej wielowymiarowa niż na debiucie. Nie pędzi już tak przed siebie, a przedziera się przez pokryte lodem szlaki raz to wolniej (“Les étoiles endeuillées”), a innym razem szybciej (“Paysages polaires I”), niczym dzielny podróżnik podążający powoli ku tragicznemu końcowi (“Le fléau”). Przez to wszystko muzyka Cantique Lépreux zdaje się być bardziej stonowana, bardziej rozbudowana, wręcz poetycka (tekst do utworu “Paysages polaires III” został zaciągnięty z poezji René Chopin’a żyjącego w latach 1885-1953), a innym razem rozpędzona i oszalała niczym śnieżna nawałnica. Dzięki temu nie zatraciła ona przez to swojej prostoty i odpowiedniego, zimnego feelingu na czele z charakterystycznym riffem i solówkami (chociażby takimi jak w “Hélas…”) dobrze znanymi z debiutu. Słucha się przez to “Polarnych krajobrazów” wręcz wybornie i marzy się, by w końcu ten cholerny śnieg pokrył cały ten świat swym białym puchem.

Stwierdzić można więc śmiało, że “Paysages polaires” to udany kontynuator debiutu, który świetnie buduje mroźny klimat i tworzy wokół niego odpowiednią aurę. Krążek w sam raz na mroźne dni i butelkę rumu przy wieczornym spacerze brzegiem morza.

Ocena: 8,5/10

Tracklista:
01. Le Feu Secret
02. Les Étoiles Endeuillées
03. Paysages Polaires – I
04. Paysages Polaires – II
05. Paysages Polaires – III
06. Hélas…
07. Le Fléau

Łysy
837 tekstów

Grafoman. Koneser i nałogowy degustator Browaru Zakładowego. Fan śmierć, jak i czarciego metalu, którego słucha od komunii...

Skomentuj