Skip to main content

Wydawca: Dub Buk Katafrakt

Bardzo cenię sobie zespoły (i muzyków), które nie mogąc już wydobyć z siebie więcej niż są w stanie, kończą swoją niepotrzebną egzystencję. Kiedy jednak odradzają się pod inną nazwą zastanawiam się po kiego wafla? Tak było w przypadku Burshtyn, którym postanowiłem się jednak zainteresować, zwłaszcza że…

…zespół powstał na gruzach świetnego (jak dla mnie tylko z dwóch pierwszych płyt) Dub Buk. Dlatego też oczekiwań miałem sporo. Z jednej strony chciałem kontynuacji charakterystycznego stylu (znanego chociażby z “Rus Ponad Vse!”), z drugiej zaś czegoś nowego, co by pokazało, że siła twórcza muzyków jeszcze potrafi zaskoczyć. Otrzymałem coś pomiędzy, przez co jestem wesół… no, może w pół wesół. U podstawy Burshtyn pozostała na pewno chwytliwość, która nadal jest najmocniejszym punktem muzyki Ukrainców (“Непотрібно Христа”). I jest praktycznie obecna przez cały czas odsłuchu krążka. To dobrze, bo poprzednie materiały spod łap jegomościów trąciły biedanudą (dokładniej “Мертві сорому не ймуть”). Pozostały również i charakterystyczne wokale. Kozackie choć miejscami nieco bardziej stonowane i nieco mniej skrzekliwe. To również plus, bo niby jest inaczej, ale tak naprawdę człowiek czuje się jak na starych śmieciach. Słuchając dalej “Прах Відчайдухів” łatwo dało się jednak wychwycić inspiracje/wpływy norweską sceną, reprezentowaną chociażby przez nieodżałowany Burzum (“Козак”) tudzież Satyricon (“Спогади Чорношличника”). I tutaj wkradają się już trendy, które niekoniecznie każdemu mogą się spodobać. Jednak w wypadku Burshtyn okazuje się, że nie jest to wcale takie złe. Zespół dobrze połączył wschodnie elementy z północnym chłodem tworząc przy tym ciekawy pejzaż muzycznego folkloru co sprawia, że wszystko brzmi niby po norwesku, ale jednak charakterystycznie ukraińsko. Co prawda czystego folku nie znajdziemy tutaj zbyt wiele (chociażby w postaci przeróbki pieśni ludowej – “Ой Там На Горі”), ale ta szczypta jest dobrym spoiwem pierwszej i drugiej części płyty. Czy można więc mówić o wtórności? Na pewno nie. Materiał mimo wszystko jest świeży, równy i nie jedzie zbytnim kopiowaniem schematów. Nie mniej, kiedy wpada we wspomniane już rejony norweskie, miejscami wkrada się rutyna (typu, 148818 kopia zespołu na literę x), którą czasami nie sposób przełknąć.

Co by jednak nie mówić, Burshtyn nie rozczarowuje. To taki stary, nowy Dub Buk. Tyle, że bliższy temu staremu, a na szczęście dalszy temu nowemu. Fani więc nie powinni być zawiedzeni.

Ocena: 7,5/10

Tracklista:
1. Нічия Земля
2. Млин Віків
3. Непотрібно Христа
4. Ой Там На Горі…
5. Козак
6. Спогади Чорношличника
7. Чортомлик

Łysy
920 tekstów

Grafoman. Fan śmierć, jak i czarciego metalu, którego słucha od komunii...

Skomentuj