Wydawca: Massacre Records
Świetnych thrash metalowych zespołów na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych było od chuja – podejrzewam też, że jeśli ktoś raczył wyściubić pindol poza Wielką Czwórkę oraz inne oczywiste wielkie zespoły, to i w tym drugim garniturze ma kilka swoich perełek. Ja na ten przykład mam Atrophy.
Obydwie płyty, jakie pozostawili po sobie przed odejściem z tegoż łez padołu, uważam za totalnie zajebiste. No a potem całkowicie niespodziewanie powrócili z albumem zatytułowanym „Asylum”. No, może wrócili to za duże słowo – powrócił wokalista Brian i dobrał sobie kilku towarzyszy – zarówno swoich rówieśników, jak i muzyków, którzy mogliby być jego synami. I co z tego nam wyszło?
No w mojej opinii – album taki jakiego dokładnie się spodziewałem. Zauważcie, że nie napisałem „oczekiwałem”… No niestety, ale spodziewałem się właśnie krążka, który z jednej strony będzie mocny, silny, thrash metalowy, łączący w sobie klasykę z nowoczesnością – a z drugiej strony, który znałem już przed pierwszym odsłuchem. Choć nie mogę powiedzieć – mamy tutaj sporo riffów, które są typowo Atrophy’owymi momentami, choćby „Seeds of Sorrow” z tymi melodyjnymi refrenami, który spokojnie mógłby znaleźć się na „Violent by Nature”. Albo „The Apostle”, któremu bliżej do bezpośredniości debiutu. Ale wydaje mi się też, że sporo riffów i melodii dostajemy wprost z generatora thrash metalowych riffów. I nie mówię, że są złe – po prostu czuć w nich pewną generyczność i wtórność. Albo brak młodzieńczej werwy po prostu, którą emanowały zarówno „Socialized Hate” jak i „Violent by Nature”. Nawet teraz na próbę włączyłem sobie dwójeczkę – dosłownie zmiotła mnie z ziemi. Potem wróciłem do „Asylum” – no i już nie to. Niby wszystko się zgadza, a brakło tej agresji i surowości.
Cały czas jednak sądzę, że Atrophy nagrało dobry krążek. Nie ma startu niestety do wcześniejszych, ale też nie przynosi zespołowi wstydu. A w porównaniu co do niektórych zespołów z tak zwanej „wyższej półki zarobkowej” to już w ogóle. Czuć też, że zespół nagrał ten album tak jak chciał, a nie jak musiał. I mimo, że to trochę nieporadnie koniec końców wychodzi – ja im wybaczam. I jak zawitają do Polski, wybiorę się na koncert.
http://www.facebook.com/atrophyofficial