Wydawca: MiMo Sound Recording
Wiecie co? Od bardzo dawna nie dostałem płyty, o której mógłbym z ręką na sercu powiedzieć, że jest gówniana od A do Z. Z odsieczą przyszedł zespół o w chuj oryginalnej nazwie Apocalypse. Nie dziękuję.
Zespołów o takiej nazwie jest lub było kilkanaście. Albumów z taką okładką było kilka. Kurwa, serio taki problem jest wygrzebać jakiś klasyczny obraz, który nie byłby już gdzieś użyty? Trzeba być jebanym leniem. Tytuł płyty (szóstej w dorobku) brzmi „Pandaemonium” też jakoś wielce oryginalny nie jest… Wraz z promówką dostałem też komplet zdjęć i co Wam powiem – typ chyba jest wyjątkowo zakochany w sobie i być może wali konia pod foty Quorthona. Co jeszcze… flayer na temat tego dzieła mówi w ten sposób: „nie black metal, nie death metal, nie viking metal… Pandaemonium to wyższy poziom, mieszający rozmaite wpływy w potężny i innowacyjny sound, jakiego mogliście jeszcze nie usłyszeć!”. No kurwa na pewno.
I wiecie co, jakby typ był może odrobinę skromniejszy to bym olał ten album i napisał, że jest po prostu gówniany. Ale kurwa po czymś takim i odpaleniu zawartości muzycznej „Pandaemonium” stwierdzam, że jest to wybitne gówno. Po pokracznym, niby symfonicznym intro dostajemy zrzynkę z Bathory (era „Blood, Fire, Death”) podaną wyjątkowo niestrawnie. Riffy są tak kurwa toporne, że podejrzewam iż typ po prostu jeszcze dobrze nie opanował instrumentu. Erymanthon Seth, bo taki przydomek przyjął, maltretuje nas niby bathorowskimi riffami, które brzmią jak napisane w trakcie warsztatów terapii zajęciowej… A ten sound o którym mowa w ulotce – no ja pierdolę, jak chujowe demo z początku lat dwutysięcznych i pierwszych prób nagrywania na domowego peceta.
Przez chwilę myślałem, że Apocalypse samo sobie wydało to gówno, ale okazuje się, iż mają wytwórnię – szwedzką MiMo Sound Recording. Wejdźcie sobie na ich stronę internetową – wygląda jakby ktoś im ją zrobił w 1995 roku i tak już zostawił. Ja nie wiem, co tam się odpierdala, ale oni chyba wydają jakieś słuchowiska dla dzieci, chujowe seriale klasy gie i płyty country… Majndfakinblołing.
Dobra, koniec maltretowania się muzyka Apocalypse a Was tym tworem. Nie wiem, jaki chuj mnie podpuścił, żeby zająć się recenzją tego czegoś. Idę na kąpiel oczu, uszu i dobrego smaku…
Faaajne to jest. Posłuchałem kilkanaście sekund jak se kolo pyka i brzęczy w studio i odkryłem że jak będę miał jakąś niestrawność to zamiast pchać palucha w gardło żeby puścić pawia mogę sobie zapodać tą radosną tfurczość i mam rzyganie jak ta lala.