Wydawca: Thrashing Madness Productions
Kolejne wznowienie, które – żeby było jeszcze dziwniej – już raz zrecenzowałem. No ale nie tak do końca po prawdzie, bo do tej demówki bydgoskiego Scarecrow dołączono teraz niepublikowanego wcześniej reha.
O samym „Deo Optimo Maximo” pisałem przeszło osiem lat temu tak:
zdecydowanie najbardziej chamską i prymitywną jest demówka „Deo Optimo Maximo”, która pewnie jeszcze u co poniektórych do dziś wywołuje gęsią skórkę. No tutaj mamy thrash/speed metal polany gęstą, czarną posoką. Prymitywna, niemal atawistyczna muzyka, do tego polskie teksty, w których nie patyczkowano się w piękną polszczyznę (posłuchajcie „Kurwa Matka”) – całość jest jak diabla wścieklizna – gryzie, kąsa, pluje dookoła lepką plwociną. Wspaniałe. Śmierdzące piwnicą, jak zresztą większość podziemnych wydawnictw z tamtego okresu. I bardzo autentyczne! Potem dostajemy reha. Reh jak to reh, krystalicznym brzmieniem nie grzeszy. Muzycznie to wciąż black/thrash metalowy (oczywiście w rozumieniu tego terminu przez pryzmat przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych) wpierdol. Trzy kawałki, pozbawione wokalu.
Jak jednak już wspomniałem, tegoroczne wznowienie wzbogacone jest o „Reh ‘88” z ośmioma numerami. Część z nich pojawiła się później na demówce, trochę przearanżowanych, część natomiast przepadła w odmętach zapomnienia. Do teraz. Oczywiście brzmienie tegoż jest surowe i fatalne, chwilami całość brzmi jakby wciągało taśmę w magnetofon – no i cóż, w tym w sumie cały urok. Muzycznie kawałki z tego reha nie odstają od reszty, agresywny thrash/black metal. Wtedy w Polsce chyba nikt tak nie grał.
U Scarecrow był olbrzymi potencjał, z jakichś powodów wszystko wzięło w łeb. Żyćko, na szczęście pozostają nagrania. Jeśli więc przegapiliście wznowienie „Deo Optimo Maximo” sprzed kilku lat, teraz macie szansę to nadrobić.